Polityka obronna
Współpracuj albo giń, czyli obrona według Trumpa [KOMENTARZ]
Polityka obronna prezydenta-elekta Donalda Trumpa jest na razie wielką niewiadomą, lecz nowy-stary gospodarz Białego Domu z pewnością położy większy nacisk na zabezpieczenie interesów USA niż na nie do końca zdefiniowane cele globalnej polityki bezpieczeństwa.
Biorąc pod uwagę położenie Polski, wojnę na Ukrainie i zagrożenie ze strony Rosji, a także rolę USA w NATO oraz systemie kolektywnego bezpieczeństwa, którego Warszawa jest częścią, z punktu widzenia RP polityka przemysłowo-obronna przyszłego prezydenta ma kluczowe znaczenie. Paradoksalnie trudno przewidzieć, w którym kierunku ta ostatnia będzie się rozwijała, bo istnieje wiele potencjalnych scenariuszy, zaś otoczenie Donalda Trumpa nie jest monolityczne, wręcz przeciwnie. Wskazówką, która pozwoli określić kierunki rozwoju doktryny obronnej Trumpa, będą decyzje, które podejmie Kongres w sprawie finansowania Departamentu Obrony USA.
Jaki będzie Trump 2.0?
Pierwsza administracja Trumpa podjęła zakrojone na szeroką skalę inwestycje, zarówno we wzmocnienie zdolności obronnych, jak i zwiększenie obecności w Europie. 45. Prezydent znacząco zwiększył budżet Pentagonu, podnosząc tempo produkcji uzbrojenia, w tym takich systemów jak HIMARS i MLRS czy Patriot, modernizacji śmigłowców Apache czy czołgów Abrams w stosunku do wcześniejszych planów. Mało kto dziś pamięta, ale to w roku fiskalnym 2019 miały miejsce rekordowe wydatki na Europejską Inicjatywę Odstraszania, na którą przeznaczono 6,5 mld dolarów. Podpisano też i wdrożono w życie umowę o rozszerzonej współpracy wojskowej z Polską, na bazie której powstało wysunięte dowództwo V Korpusu U.S. Army w Poznaniu.
Tyle że nowa administracja Donalda Trumpa może być zupełnie inna. Prezydent-elekt ostro krytykował „jastrzębi” ze swojej pierwszej administracji, choćby Sekretarza Obrony gen. James Mattisa czy jego następcę Marka Espera. W jego otoczeniu są krytyczne wobec Pentagonu osoby, jak choćby Elon Musk, który nawołuje do rezygnacji z programu F-35 i cięć w budżecie obronnym, czy wiceprezydent JD Vance, który ostro sprzeciwiał się przyjęciu ostatniego pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy. USA mają też większe zadłużenie, głównie w wyniku pandemii, a wzrost zagrożenia ze strony Chin powoduje, że to Azja, a nie Europa będzie priorytetowym teatrem działań.
Czytaj też
Z pewnością są w otoczeniu Trumpa osoby, które chciałoby, by Amerykanie wymusili na Ukrainie podpisanie niekorzystnego dla niej zawieszenia broni, a następnie by Waszyngton ograniczył obecność w Europie, może nawet do zera. Z drugiej strony, komunikaty od nominatów Trumpa, jak choćby Keitha Kelloga, który poprowadzi negocjacje w sprawie zakończenia wojny, świadczą, że założeniem prezydenta nie jest zmuszenie Kijowa do kapitulacji, a na ustępstwa będzie musiała pójść również Rosja.
A od 2022 r. Moskwa uznaje cztery ukraińskie obwody, które wciąż w pełni nie kontroluje, za własne terytorium, więc kompromisy będą dla Rosjan bolesne. Z otoczenia Trumpa płyną też sygnały, że sankcje na rosyjską ropę mogą zostać rozszerzone, co dla Moskwy, która ponosi niebagatelne koszty prowadzenia wojny, byłoby szczególnie dotkliwe. Zwiększenie wydobycia w USA w myśl zasady „drill, baby, drill” może dodatkowo obniżyć cenę baryłki Brent. Sam Trump powiedział, że „nie opuści” Ukrainy, chce porozumienia, choć jednocześnie skrytykował możliwość uderzania amerykańską bronią na cele w Rosji.
Przyszły Sekretarz Stanu Marco Rubio sygnalizował z kolei, że USA zamierzają pozostać zaangażowane w NATO, choć z większym uwzględnieniem interesów Waszyngtonu. Można więc spodziewać się nacisku na zakupy w USA, choć z drugiej strony priorytet w dostawach najtrudniejszego do produkcji sprzętu (np. do obrony przeciwrakietowej) mogą mieć same Stany i państwa azjatyckie (plus Izrael), a nie Europa.
Współpracuj albo giń
Do tych zapewnień i założeń trzeba podchodzić z zastrzeżeniem, że ostateczną decyzję o kierunkach polityki obronnej USA podejmie sam Trump. Będzie wymagał bezwzględnego posłuszeństwa administracji, tak jak dziś w sprawie TikToka (kiedyś był zwolennikiem zakazu działania dla chińskiego medium społecznościowego, teraz chce, by aplikacja działała w Stanach). Można powiedzieć, że przyjmuje wobec współpracowników zasadę „współpracuj albo giń”. Wydaje się wątpliwe, by prezydent-elekt przejmował się dobrym obyczajem czy nawet przepisami, uznając je za relikty „bagna” (swamp) i „deep state” (głębokiego państwa), które on i jego otoczenie zamierzają zwalczać.
Te same zasady współpracy mogą być stosowane wobec innych państw (sojuszniczych i partnerskich), ale też do amerykańskiego przemysłu obronnego. Z pewnością od kompleksu wojskowo-przemysłowego będzie wymagał niższych cen i maksymalnej produkcji w USA (a nie koprodukcji u partnerów Stanów Zjednoczonych). Trump może ograniczyć produkcję konwencjonalnego uzbrojenia, zwłaszcza na lądzie, co byłoby mocno niekorzystne dla Polski i Europy. Innym czynnikiem ryzyka jest wywołanie niestabilności politycznej w USA przez niespodziewane posunięcia (lub analogicznie na arenie międzynarodowej, czego przedsmak mieli Duńczycy w odniesieniu do Grenlandii).
Jeśli chodzi o kraje europejskie czy Ukrainę, bardzo ważne będzie utrzymywanie dobrych osobistych kontaktów z prezydentem i jego otoczeniem. W innym wypadku sam Trump może podjąć decyzje mocno niekorzystne dla bezpieczeństwa, nawet pod wpływem impulsu. Na dziś nie można określić, czy Trump wstrzyma pomoc wojskową dla Ukrainy, czy też – po spodziewanej odmowie Putina wobec zawieszenia broni – stronnikom Kijowa w jego otoczeniu uda się przekonać go do kontynuacji, a może nawet przyspieszenia dostaw. Może to odbyć się drogą wykorzystania pozostawionych przez Bidena uprawnień do dostaw sprzętu o wartości 3,8 mld dolarów, co przy tempie wysyłki z ostatnich miesięcy powinno wystarczyć co najmniej do połowy 2025 r., czy – przykładowo – drogą udzielania Ukrainie kredytów, na przykład pod zastaw bogatych złóż surowców, którymi dysponuje Kijów.
Dlaczego więc decyzje Kongresu będą tak istotne? Zgodnie z amerykańskim prawem to parlament decyduje, jak wydawane są pieniądze. I nawet jeśli prezydent może próbować omijania prawa (tak jak Trump, jeszcze przed zaprzysiężeniem, robi w wypadku wspomnianego już zakazu TikToka), to nie zmienia to dwóch kwestii. Po pierwsze, jeśli Kongres nie zatwierdzi pieniędzy na dany cel, to nie zostaną wydane. Po drugie, jeśli (zapewne przy udziale republikańskiej większości) parlament jednak zgodzi się na wydatek, to prezydentowi trudno będzie zrezygnować z wydania takich środków.
Budżet Pentagonu a nowe technologie
Obecnie w USA trwa dyskusja nad tym, czy zwiększyć pulę wydatków na obronę narodową, o czym pisaliśmy na Defence24.pl. Jeśli parlament (i Trump) będą na „tak”, to może okazać się, że nowe priorytety (np. technologie bezzałogowe, ale też energia skierowana, odstraszanie nuklearne, obrona przeciwrakietowa kontynentu amerykańskiego) znajdą finansowanie bez konieczności redukcji wydatków na sprzęt konwencjonalny, co część otoczenia Trumpa, krytykującego „kompleks wojskowo-przemysłowy”, sugeruje.
Gdyby dodatkowych pieniędzy było więcej (mowa o kilkudziesięciu miliardach dolarów na rok), to nowe technologie otrzymają finansowanie, a zdolności konwencjonalne nie będą redukowane, choć nie zostaną też rozwinięte ilościowo. Niezależnie od tego nowa administracja będzie mocno nieprzewidywalna z uwagi na brak zaufania do instytucji, zarówno w USA, jak i na arenie międzynarodowej. Teraz wszystkie karty znajdują się w rękach Trumpa i Kongresu.
WIDEO: Czekając na Trumpa - Wielkie odliczanie