Reklama

Geopolityka

Napięte relacje Chin i USA. Szczyt na Alasce

Sekretarz Stanu USA Anthony Blinken, jeszcze w Korei Południowej. Fot. Ron Przysucha/Department of State/flickr
Sekretarz Stanu USA Anthony Blinken, jeszcze w Korei Południowej. Fot. Ron Przysucha/Department of State/flickr

W napiętej atmosferze i przy wzajemnych oskarżeniach rozpoczął się w czwartek amerykańsko-chiński szczyt w Anchorage na Alasce. Szef dyplomacji USA Antony Blinken zarzucił Pekinowi próby podważenia globalnego porządku. Strona chińska oskarżyła Waszyngton o wywieranie presji na inne państwa.

Wysokiej rangi urzędnicy z USA i Chin spotykają się na Alasce twarzą w twarz po raz pierwszy, odkąd władzę w Waszyngtonie objęła administracja Joe Bidena. Komentatorzy oczekują trudnych rozmów w kwestiach spornych w relacjach między mocarstwami - sprawach handlowych, autonomii Hongkongu, praw człowieka w Sinciangu czy pandemii koronawirusa.

Stosunki amerykańsko-chińskie znacznie pogorszyły się podczas kadencji poprzedniego prezydenta USA Donalda Trumpa. Pekin wzywał zespół Bidena do resetu relacji, ale członkowie nowej administracji sygnalizują zamiar utrzymania twardego kursu wobec ChRL.

"Nie szukamy konfliktu, ale przygotowani jesteśmy na ostrą konkurencję i zawsze będziemy bronić naszych zasad, naszych ludzi i naszych przyjaciół" - stwierdził w Anchorage przed rozmowami doradca Białego Domu do spraw międzynarodowych Jake Sullivan.

Wcześniej w tygodniu Blinken odwiedził azjatyckich sojuszników USA - Japonię i Koreę Południową. W Tokio zapowiadał opór wobec "przymusu i agresji" ze strony Pekinu, a w Seulu podkreślał wagę sojuszu z Koreą Płd., biorąc pod uwagę "bezprecedensowe wyzwania", związane z Chinami i Koreą Północną.

W Anchorage Blinken przekazał stronie chińskiej, że USA są "głęboko zaniepokojone" cyberatakami na Stany Zjednoczone oraz postępowaniem Pekinu w Sinciangu, Hongkongu i na Tajwanie. "Każde z tych działań zagraża opartemu na zasadach porządkowi, na którym utrzymuje się globalna stabilność" - stwierdził.

W początkowej przemowie na terenie Alaski główny dyplomata Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Yang Jiechi oskarżył Stany Zjednoczone o używanie swojej przewagi wojskowej i finansowej do wywierania presji na inne państwa, w tym na Chiny. Podkreślił, że władze w Pekinie uznają Sinciang, Hongkong oraz Tajwan za terytoria Chin.

Yang uznał, że Stany Zjednoczone mają wiele do poprawy w kwestii praw człowieka, oceniając, że w USA Afroamerykanie "są mordowani".

W swoim wystąpieniu wezwał do porzucenia "mentalności zimnej wojny". "Widzimy relacje z USA, tak jak określił je prezydent Xi Jinping - że jest nadzieja na brak konfrontacji, konfliktu i wzajemny szacunek oraz obustronnie korzystną" - podkreślił czołowy chiński dyplomata.

Szczyt w Anchorage trwać będzie prawdopodobnie dwa dni. Strona amerykańska zapowiadała, że poruszy na nim kwestie praw człowieka w ChRL, podkreślając, że rozmowy nie oznaczają "strategicznego dialogu". Zapowiadając spotkanie prasa w USA rozpisywała się o różnicach w podejściu obu mocarstw, podkreślając, że niewiele wskazuje na to, by miało dojść do poprawienia wyjątkowo napiętych relacji.

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze