Reklama

Uchylanci – ukraińscy dezerterzy. Dane szokują [KOMENTARZ]

Ukraiński żołnierz
Ukraiński żołnierz
Autor. 79 Brygada Powietrznodesantowa Ukrainy

Miliony dolarów łapówek, samobójstwa, tysiące dezerterów, rezygnacja i paniczny strach przed dronami – na światło dzienne wypływają relacje pokazujące mroczną stronę i problemy ukraińskiej obrony.

Serwis śledczy „Meduza” to nie putinowski propagandowy portal, którego celem jest podkopać ukraińskie morale. Z pewnym zaskoczeniem przeczytałem na jego stronie raport pt. „Wyjście jest jedno – trzysta albo dwieście”, co w wojskowym żargonie oznacza, że jedynym wyjściem z wojny jest zostanie rannym albo zabitym. Autor tego długiego reportażu to Szura Burtin, popularny i utytułowany dziennikarz opozycyjny i przeciwnik Putina. Spędził on wiele miesięcy podróżując po Ukrainie i spisując relacje ludzi z dwóch stron wewnętrznej „barykady” w kraju, tzw. uchylantów (dekowników) oraz ukraińskie wojenkomaty odpowiedzialne za rekrutację. Raport jest wstrząsający.

    „Jesteśmy jak bokser w dwunastej rundzie, bum, bum, bum” – opisuje kondycję Sił Zbrojnych Ukrainy żołnierz jednego z batalionów w rozmowie z autorem raportu. „Z jego obserwacji wynika, że nastroje na Ukrainie w ciągu ostatniego półtora roku wyraźnie się zmieniły. Ukraińcy nie chcą walczyć masowo. Wielu ludzi boi się ewentualnej mobilizacji i próbuje ukryć się przed patrolami wojskowymi. Na froncie brakuje żołnierzy, wojsko nie może opuszczać linii frontu przez wiele miesięcy. Dezercja stała się zjawiskiem powszechnym. Nie ma czasu na ewakuację rannych – szanse na przeżycie są znikome: w dużej mierze jest to zasługą dronów, które zabijają piechotę znacznie skuteczniej niż stara broń” – czytamy w komentarzu „Meduzy” do raportu.

    Reklama

    Burtin opisuje przykładowy dzień w TCK (ukraińskiej komendzie uzupełnień). „Karetka pogotowia, która przybyła na wezwanie dyżurnego TCK, potwierdziła, że nie ma zagrożenia dla życia obywateli. Ponieważ jednak mężczyźni powiedzieli, że wolą popełnić samobójstwo niż bronić swojego kraju, zabrano ich na oddział psychiatryczny. Pomimo faktu, że te haniebne akty tchórzostwa i samookaleczenia są rozpowszechniane w mediach jako „próby samobójcze”, dowództwo Połtawskiego Obwodowego Okręgu Wojskowego (…) uważa je za próbę uchylenia się od służby wojskowej. Nie można odmówić mobilizacji. Zgodnie z prawem osoba ma prawo uniknąć poboru, wybierając karę więzienia zamiast mobilizacji, i wielu tak właśnie zrobiłoby. Ale w rzeczywistości taka opcja nie istnieje: i tak zostaniesz zabrany na obóz treningowy, a potem na front” – piszą.

      „U szefa komisji medycznej w Chmielnickim znaleziono ponad pięć milionów dolarów. Było tam zdjęcie (…) syna, leżącego na łóżku pokrytym plikami pieniędzy, w pozie przypominającej obrazy Rembrandta. Wkrótce stało się jasne, że wielu (…) w regionie było niepełnosprawnych, i to zgodnie z prawem (…) W styczniu 2025 r. u naczelnego psychiatry Sił Zbrojnych Ukrainy znaleziono pieniądze o wartości ponad miliona dolarów. Jest to wyjątkowo korupcyjne stanowisko, ponieważ właśnie z powodu szaleństwa zwalnia się ze służby żołnierzy (…) Pikanteria sytuacji polega na tym, że psychiatra już sześć lat temu został aresztowany za przyjęcie łapówki” – czytam w raporcie.

      Jedna z Ukrainek rozmawiająca z Burtinem „busyfikację”, czyli jeżdżące busy oddziałów łapaczy wojenkomatów nazywa „targiem niewolników”. „W tym roku, kiedy przyjechałam do Kijowa, odkryłam, że moi znajomi już nie korzystają z metra, bo są tam patrole, nie jeżdżą do innych miast i starają się nie wychodzić z domu bez potrzeby. Pomimo tych środków ostrożności, w ciągu kilku tygodni TCK „zajęło” dwoje moich znajomych. Obaj zostali złapani na ulicy, spędzili noc w wojskowym biurze rejestracyjnym i poborowym, a następnego dnia byli już na szkoleniu” – zaznacza.

      Reklama

      „Dla tych, którzy trafili do Sił Zbrojnych Ukrainy na własną rękę, system zapewnia pewien wybór – rodzaj wojsk, szkolenia, specjalności. Ale jeśli zostaniesz zmieciony z ulicy, po prostu idziesz na linię frontu jako żołnierz piechoty, bez względu na to, jaki masz stan zdrowia, specjalizację czy pragnienia” – czytamy w raporcie.

      Najbardziej wstrząsający fragment raportu dotyczy dezerterów. „Według różnych szacunków, z którymi się spotkałem, jesienią 2024 r. było od 100 do 200 tysięcy dezerterów. Żołnierze twierdzą, że około jedna trzecia zmobilizowanych uciekła z linii frontu natychmiast po przybyciu na miejsce lub po pierwszej bitwie. Nie ma możliwości, aby ogarnąć taką ilość. Wielu dowódców nawet nie wypełnia za nich dokumentów; po prostu nie mają na to czasu. W kraju wszczęto ponad 60 tysięcy spraw karnych dotyczących dezercji, lecz nie są one badane; państwo nie ma śledczych zajmujących się nawet jedną dziesiątą tej liczby. Dezerterując z frontu, człowiek stawia się poza prawem, ale nie grozi mu żadna realna kara. Dowódcy rozumieją, że utrzymywanie tak zmobilizowanych ludzi nie ma sensu; nie przynoszą większego pożytku” – zaznaczono.

      Reklama

      Wnioski z raportu są przerażające, ale nie są niczym nadzwyczajnym, jeżeli zestawimy je z historią wojen, gdzie podobne zjawiska występują od setek lat. W tym przypadku jest bardzo duża skala, to ona mrozi krew w żyłach, aczkolwiek państwo ukraińskie utrzymuje pod bronią ponad 700 tys. ludzi, liczbę rzadko spotykaną od II wojny światowej, a na pewno niespotykaną w Europie. Jest to zatem laboratorium socjologii w czasie wojny, którego świat nie miał od ostatniej wojny światowej. Zarówno brygady ochotnicze, jak i sami ukraińscy ochotnicy, nie są szykanowani i dotknięci wymienionymi wyżej patologiami. Problem w tym, że ochotnicy 2022 roku albo zginęli, albo zostali ranni, albo chorują na PTSD. Rację mieli Ci, którzy twierdzili, że wojny kończą rezerwy.

      WIDEO: SKY SHIELD dla Ukrainy, polski EMBRAER i odwilż Trumpa - Defence24Week 114
      Reklama

      Komentarze (1)

      1. Lycantrophee

        Nie dziwi mnie to. Czy to chwalebne? Może i nie, ale chyba każdy będzie w takiej sytuacji bał się śmierci, bohaterów jest zawsze dużo mniej. Do tego skomplikowana sytuacja, niektórzy nie wiedzą, czy za państwo warto walczyć.

      Reklama