Wojna na Ukrainie
Noc przed wojną – co działo się w polskich sztabach przed rosyjską inwazją?

Autor. Maciej Nędzyński/CO MON
Było wiadomo, że atak Rosji na Ukrainę nastąpi właśnie tej nocy - tak 23/24 lutego 2022 roku wspomina były dowódca operacyjny gen. broni Tomasz Piotrowski. W rozmowie z PAP opowiada o naradach u prezydenta, spotkaniach z generałami z USA oraz ewakuacji samolotów z Ukrainy do Polski.
Wojna rosyjsko-ukraińska rozpoczęła się w 2014 roku od walk w Donbasie. 24 lutego 2022 r. Rosja zaatakowała na pełną skalę. Inwazja na Ukrainę rozpoczęła się jednocześnie z trzech kierunków - od wschodu, gdzie znajduje się wspólna granica, południa, czyli od strony Krymu, zajętego w 2014 roku bez walki, oraz północy - z terytorium Białorusi. Rządzący na Kremlu Władimir Putin nad ranem 24 lutego ogłosił początek „specjalnej operacji wojskowej”. Już kilka godzin wcześniej ówczesny sekretarz stanu USA Antony Blinken powiedział publicznie, że spodziewa się ataku Rosji na Ukrainę jeszcze tej nocy.
Emerytowany generał broni Tomasz Piotrowski, który w lutym 2022 r. był dowódcą operacyjnym rodzajów sił zbrojnych, powiedział PAP, że również Wojsko Polskie zdawało sobie sprawę, że dojdzie do inwazji na Ukrainę. „Było wiadomo, że to nastąpi tej nocy” - wspominał wojskowy, który wówczas dowodził instytucją, która jako pierwsza ma w wojsku reagować na zagrożenia.
Skąd ta pewność, co do terminu inwazji? Generał zwrócił uwagę, że po rosyjskiej stronie pojawiły się już świadectwa, że jednostki otrzymały rozkazy na 24, 48 lub nawet 72 godziny przed atakiem. Jeżeli taka informacja trafiła do wielu osób, to trudno utrzymać ją w tajemnicy - zauważył wojskowy. „Od pierwszej dekady lutego to była tylko kwestia, czy atak nastąpi 22, 23 czy 24 lutego. To było oczywiste” - powiedział.
Generał wspominał, że w nocy z 23 na 24 lutego nie kładł się spać. „O godz. 23 poszedłem do służbowego mieszkania nieopodal Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Około godz. 2 w nocy umyłem się i ogoliłem. W pewnym momencie żona, która akurat mnie odwiedziła, spytała, czy słyszałem, co Putin mówi w telewizji” - opowiadał.
Dodał, że pierwszy telefon dostał już w drodze do dowództwa. „Byłem kilkaset metrów od bramy. Szef zmiany powiedział, że Putin ma orędzie.Wiem, za chwilę będę u siebie+” - wspominał emerytowany oficer. Zapewniał, że w Dowództwie Operacyjnym RSZ nie było „nerwowego biegania”, ponieważ „stało się coś, co przewidywaliśmy od kilkunastu już dni”.
Tego dnia na godzinę 8 rano w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego została zwołana narada z udziałem prezydenta, członków rządu, dowódców wojska i szefów służb specjalnych. Takie spotkania na początku odbywały się dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Z biegiem czasu ich częstotliwość spadła do jednego dziennie.
„Z narady 24 lutego rano na zawsze pozostanie ze mną pierwsza ocena, że kapitulacja państwa ukraińskiego zajmie 48 do 96 godzin” - wspominał gen. Piotrowski. Dodał, że takie stanowisko przedstawiły polskie służby specjalne, wyraźnie podkreślając, że jest to ocena opracowana w porozumieniu z sojusznikami.
Mimo że Ukraina broni się już trzy lata, to Piotrowski uważa, że w pierwszych godzinach inwazji były podstawy, żeby przypuszczać, że walki szybko się zakończą. Na dowód przytacza rozmowę z początku lutego 2022 r., gdy do Polski zaczęli przylatywać żołnierze amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej. To ona akurat wtedy w siłach zbrojnych USA pełniła dyżur jako siły szybkiego reagowania. Wysyłając żołnierzy, prezydent USA Joe Biden deklarował, że celem jest wsparcie sojuszników w Europie oraz pokazanie determinacji USA w odstraszaniu Rosji. Trzecim - wtedy nie ogłaszanym publicznie, ale znanym polskim wojskowym i politykom - celem przybycia amerykańskich sił, było zabezpieczanie ewakuacji obywateli USA i ich współpracowników z Ukrainy. Dokładnie to samo amerykańskie wojsko robiło pół roku wcześniej w stolicy Afganistanu, Kabulu.
Piotrowski powiedział, że z wojskowego punktu widzenia racjonalnie byłoby wspierać taką ewakuację z powietrza, a na Ukrainie nie dałoby się tego zrobić bez wykorzystania terytorium Polski. Dlatego pytał jednego z amerykańskich generałów, czy przewidują wchodzenie w przestrzeń powietrzną nad Ukrainą. „Usłyszałem, że nie planują wlatywania nad Ukrainę, chyba że będzie trzeba ewakuować prezydenta Ukrainy” - powiedział PAP generał.
Kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji zachodnia prasa doniosła, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski dostał propozycję ewakuacji, ale odmówił. Miał przy tym powiedzieć, że potrzebuje amunicji, a nie podwózki.
Już w nocy z 24 na 25 lutego 2022 roku attache obrony w ambasadzie Ukrainy w Warszawie zadzwonił do Dowództwa Operacyjnego RSZ z prośbą, żeby Polska przyjęła u siebie ukraińskie samoloty transportowe wraz z personelem. Kijów obawiał się, że jeżeli maszyny nie opuszczą kraju, to zostaną zniszczone przez Rosjan.
Piotrowski opowiada, że był przekonany, że należy pomóc, ale taka decyzja powinna była zostać podjęta na szczeblu politycznym, a nie wojskowym. Zgodnie z międzynarodowym prawem konfliktów zbrojnych byłoby to bowiem przyjęcie na swoje terytorium kombatantów strony walczącej, a tych państwo neutralne, takie jak Polska, powinno internować. Niewiadomą była także reakcja Rosji, w najczarniejszym scenariuszu można było się obawiać ataku rakietowego na polskie lotnisko.
Na przyjęcie ukraińskich maszyn zgodził się ówczesny szef MON Mariusz Błaszczak. „Tu akurat minister Błaszczak stanął na wysokości zadania. Powiedział, że przyjmujemy samoloty, nie konsultował się z nikim, przyjął odpowiedzialność” - relacjonował Piotrowski. Co znamienne, generał pozytywnie wypowiedział się o roli byłego ministra, z którym obecnie pozostaje w sporze prawnym - złożył przeciwko Błaszczakowi prywatny akt oskarżenia o pomówienie, ale dotyczy on wydarzeń, które miały miejsce ponad rok po rosyjskiej inwazji.
Tymczasem, w lutym 2022 roku ukraińskie samoloty transportowe przyleciały do najbliższej bazy polskich Sił Powietrznych, czyli do Dęblina w województwie lubelskim. Lotnikom - jak to ujął Piotrowski - zafundowano „pseudointernowanie”, nakładając na nich ograniczenia w poruszaniu się po Polsce. Same samoloty pozostają na lotnisku w Polsce.
Piotrowski w rozmowie z PAP opowiedział też, co działo się w polskich sztabach w miesiącach poprzedzających inwazję Rosji na Ukrainę.
Już w marcu 2021 r. Rosja zaczęła gromadzić wojska przy granicy. Generał powiedział, że oceny wojskowych w Polsce i NATO zmieniały się w czasie - początkowo zakładano, że to tylko ćwiczenia, potem, że może jednak coś poważniejszego. Coraz więcej rzeczy - jak to ujął oficer - „zaczęło zapalać się na czerwono”. „W dowództwie operacyjnym raz w tygodniu omawialiśmy te indykatory. W listopadzie i grudniu 2021 roku było już 70 procent spełnionych warunków, że może dojść do inwazji. To nie była tylko ocena Dowództwa Operacyjnego RSZ, ale też służb. Również Amerykanie to jasno komunikowali” - mówił były dowódca.
Przyznał jednak, że pod koniec 2021 roku górę zaczęło brać niedowierzanie - narastało przekonanie, że Rosja ma za dużo do stracenia, żeby napadać na Ukrainę. „Sam myślałem, że przecież wojna Rosjanom się nie opłaca. Przykładałem miarę dobrobytu, który wojna wysadziłaby w powietrze. To była nasza słabość, którą doskonale i z perfidią wykorzystał Putin” - przyznał Piotrowski.
Przeciwko scenariuszowi wojennemu przemawiał także ogrom terytorium Ukrainy i długość jej granicy z Rosją, jak również wielkość wojska podległego Kijowowi, wtedy szacowana na 200 tysięcy żołnierzy. Na korzyść Rosjan oceniano natomiast sprawność w prowadzeniu działań połączonych, czyli skoordynowanych uderzeń różnych rodzajów sił zbrojnych, np. lotnictwa, wojsk rakietowych, sił lądowych, morskich i powietrznodesantowych. Tu jednak inwazja pokazała, że wojska rosyjskie nie są tak dobre, jak spodziewali się zachodni oficerowie.
Wreszcie, w styczniu 2022 r. Stany Zjednoczone różnymi kanałami przesłały sojusznikom, w tym Polsce, komunikat, że są przekonane, że Rosja zaatakuje. Pod koniec tego samego miesiąca Amerykanie zdecydowali się wysłać do Polski żołnierzy ze wspomnianej już 82. Dywizji Powietrznodesantowej. „Wtedy zrozumiałem, że nie ma już pytania, czy rozpocznie się wojna, tylko kiedy się rozpocznie. Gdy z generałem z amerykańskiej grupy inicjatywnej stanęliśmy przy białej tablicy i zaczęliśmy rysować oś czasu - z jednej strony, co możemy zrobić, żeby stworzyć warunki, a z drugiej, co robią Rosjanie. Wtedy wyszło nam i to wpisałem, że +22/23 lutego+ to potencjalna data inwazji” - powiedział generał.
Opowiadał też, że w ostatnich tygodniach przed 24 lutego również ukraińscy wojskowi sygnalizowali, że inwazja się zbliża. Natomiast tuż po niej kontakt z ukraińskimi generałami na krótko się urwał. Piotrowski wyjaśniał, że z jednej strony sam nie chciał odciągać uwagi swojego ukraińskiego odpowiednika, bo wiedział, że ma teraz ważniejsze zadania. Już po pewnym czasie dowiedział się, że wszyscy ukraińscy dowódcy dostali od Rosjan sms-y z propozycją zdrady.
„Nawet kilka lat przed inwazją generałowie z Ukrainy mówili, że kluczowe będzie przeprowadzenie mobilizacji z odpowiednim wyprzedzeniem, jednak w lutym 2022 roku powstrzymali to ukraińscy politycy, którzy obawiali się konsekwencji ekonomicznych i społecznych. Jedną z ważniejszych lekcji dla nas jest to, żeby decyzję o dokładnym czasie mobilizacji zostawić wojskowym” - uważa generał.
Piotrowski przyznał, że w 2021 roku uwaga Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, którym dowodził, była odciągana od Ukrainy. Latem 2021 roku okazało się, że reżim w Mińsku kieruje na granicę z Polską zwiększoną liczbę migrantów sprowadzanych z biednych państw Azji i Afryki. Na przełomie czerwca i lipca zapadła decyzja, że do pomocy Straży Granicznej zostanie skierowane wojsko, w pierwszej kolejności saperzy. Planowanie tej operacji przypadło właśnie Dowództwu Operacyjnemu RSZ. „W 2021 roku Rosjanie bardzo dobrze odczytali, że jeżeli zafundują nam proces migracyjny, to zdestabilizują sytuację wewnętrzną w Polsce i doprowadzą do dużych różnic między państwami Europy. Daliśmy odciągnąć swoją uwagę od Ukrainy” - ocenił oficer. Przyznał, że dowództwo operacyjne zaangażowało się w temat migracji na granicy z Białorusią.
Piotrowski powiedział także, że już w 2020 roku, gdy ze względu na pandemię Polska zamknęła granice z wszystkimi sąsiadami, stało się jasne, że „granicy polsko-białoruskiej pilnują Białorusini, a my ją tylko patrolujemy”. To po stronie białoruskiej był płot, urządzenia do monitorowania i rozwinięta sieć dróg dojazdowych dla pograniczników. W dodatku - zwracał uwagę generał - w wojsku nie było ani dyżurujących oddziałów sił lądowych, ani prawnych narzędzi do interweniowania. „Gdyby kompania białoruskich czołgów przez pomyłkę wjechała do Polski, mogliśmy wysłać przeciwko niej co najwyżej patrol żandarmerii” - powiedział generał. Zaznaczył przy tym, że od tego czasu zmieniły się przepisy dotyczące wojska, a na granicy z Białorusią są nie tylko pogranicznicy, ale i tysiące żołnierzy.
Generał zastrzegł jednak, że w 2022 r. nie doszło do sytuacji, w której wysłanie żołnierzy na granicę z Białorusią uniemożliwiło wojsku działanie przy granicy z Ukrainą. Na Podkarpaciu są garnizony 21. Brygady Strzelców Podhalańskich podległej pod 18. Dywizję Zmechanizowaną, na początku 2022 roku dołączyli do nich Amerykanie z 82. Dywizji Powietrznodesantowej. W ocenie Piotrowskiego to wystarczyło w sytuacji, gdy po 24 lutego do Polski napłynęła rzesza uchodźców z Ukrainy, a nie mieliśmy do czynienia z rosyjskim atakiem na polskie terytorium.
szczebelek
Na to wychodzi, że władze USA , Polski i Europy wiedzieli, że może dojść do wojny w tym samym okresie ukraińscy politycy opóźniają mobilizację i nie planują minowania mostów, areałów ziemi tylko czekają, a na koniec są zaskoczeni, że atak nastąpił z trzech kierunków i nie mają środków w sile żywej by zareagować natychmiast . Pomijam, że przez dekadę nie przygotowano odpowiednich umocnień na całej granicy Ukrainy z FR. Żebyśmy tych samych błędów nie popełnili na przesmyku suwalskim .
MiP
To samo co w Polsce 11 lat wojny a dopiero teraz budowane są umocnienia na naszej wschodniej granicy.....
Zbyszek
Znakomity opis!