Reklama

Siły zbrojne

Amerykańskie maszyny patrolowe znów startują z Bermudów

Amerykański P-8 tankuje w powietrzu, fot. US Air Force Tech. Sgt. Joshua Williams
Amerykański P-8 tankuje w powietrzu, fot. US Air Force Tech. Sgt. Joshua Williams

Bermudy przez kolejne miesiące 2020 r. ugoszczą ponownie amerykańskie samoloty rozpoznawcze oraz obsługujący je personel naziemny. Ma to być pierwsza tego rodzaju obecność maszyn wojskowych od przeszło dekady. Tłem nowej dyslokacji amerykańskich statków powietrznych ma być chęć kontroli wzmożonej aktywności rosyjskich okrętów podwodnych i wsparcie wysiłków szkoleniowych w rejonie atlantyckim.

US Navy miała wznowić wykorzystanie bazy lotniczej zlokalizowanej na Bermudach. Wszystko w celu zwiększenia zasięgu operacyjnego dwóch wyspecjalizowanych morskich maszyn patrolowych P-8 Poseidon. Do ich obsługi miano również dyslokować na Bermudy ponad 40 wojskowych. Przybycie na na wspomniane wyspy ludzi i sprzętu miało potwierdzić dowództwo 2 Floty US Navy. Rzecznik 2 Floty miał przy tym wskazać, że użytkowanie lotniska na Bermudach ma na celu uzyskanie nowych zdolności do działań na Oceanie Atlantyckim. Trzeba pamiętać, że sama wspomniana 2 Flota została reaktywowana w bazie w Norfolk w Virginii wraz z 2018 r., właśnie do wzmocnienia amerykańskich zdolności względem tego rejonu odpowiedzialności - obejmują nie tylko same linie transportowe przez Atlantyk, ale rosnące pod względem znaczenia obszary arktyczne czyt też nawet samo bezpieczeństwo wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Należy podkreślić, że pierwotnie, całą sprawę opisała jako pierwsza, wydawana na Bermudach, The Royal Gazette. Amerykanie pojawili się tam po raz pierwszy od przeszło 25 lat, kiedy zamknięto zlokalizowane na wyspie US Naval Air Station. Znaczenie bazy zmalało wraz z końcem działań prowadzonych w ramach zimnej wojny w 1991 r., a finałem było ostateczne zamknięcie obiektu w 1995 r. i przekazanie go władzom Bermudów. Przy czym, trzeba pamiętać, że amerykańskie wojskowe wykorzystanie Bermudów jest datowane począwszy od 1940 r. w związku z ówczesnymi umowami z Wielką Brytanią, dotyczącymi przekazania Royal Navy amerykańskich niszczycieli. Bermudy były zawsze niejako w centrum działań z zakresu wykrywania wrogich okrętów podwodnych i stanowiły cenne aktywa względem bezpieczeństwa wschodniego wybrzeża  i możliwości transportu na linii Stany Zjednoczone-Europa.

Reklama (grafika: Katarzyna Głowacka)
Reklama (grafika: Katarzyna Głowacka)

Jak wskazuje się, ponowne przybycie Amerykanów na Bermudy ma być odpowiedzią na wsparcie ćwiczeń prowadzonych na akwenie atlantyckim, a także utrzymanie niezbędnej gotowości w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa państwu. Od pewnego czasu szereg studiów nad bezpieczeństwem morskim zauważa, że obszar wschodniego wybrzeża nie może być nadal traktowany przez Amerykanów i NATO, jako w stu procentach bezpieczny od zagrożeń. Szczególnie, że w ostatnich latach miała wzrosnąć aktywność rosyjskich okrętów podwodnych, w tym nowych jednostek oraz okrętów nawodnych (w tym szpiegowskich). Co więcej, coraz częściej mowa jest również o operacjach prowadzonych w bliskości amerykańskich wybrzeży przez jednostki morskie Chin. To ostatnie może się dynamicznie zwiększać wraz z szybkim liczebnym i jakościowym rozrostem chińskiej floty.

Wobec nowych możliwości Pekinu i rosnącej aktywności Moskwy nie zaskakuje, że Waszyngton sięga po sprawdzone zimnowojenne rozwiązania, poszerzające w wydatni sposób zasięg lotów rozpoznawczych. Na razie mowa jest o kilku miesiącach aktywności samolotów P-8 i obsługi naziemnej, począwszy od 30 października tego roku. Jednakże, nie da się wykluczyć, że Waszyngton może przy zgodzie władz Bermudów (status terytorium zależnego Wielkiej Brytanii), zdecydować się na częstszą stała lub rotacyjną obecność swoich maszyn na wyspie.

Reklama
Reklama

Komentarze