Reklama

Polityka obronna

Jak Trump może wycofać wojska USA z Europy? [KOMENTARZ]

polska wojsko usa
Wojska USA w Polsce.
Autor. NATO North Atlantic Treaty Organization/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0 DEED

Otoczenie Donalda Trumpa wskazuje, że Stany Zjednoczone powinny ograniczyć swoje zaangażowanie na wschodniej flance NATO. Jak może wyglądać ten proces i jakie mieć konsekwencje dla Polski?

We wtorkowych wyborach prezydenckich (i częściowych do Kongresu) Amerykanie zdecydują między innymi o kierunku, w jakim pójdzie polityka zagraniczna i bezpieczeństwa USA. O ile w wypadku wyboru Kamali Harris można się spodziewać – mówiąc ogólnie – kontynuacji dotychczasowych działań, w tym w Europie, to Donald Trump zapowiada wprowadzenie w swojej polityce dużych zmian. Ich elementem może być znaczne ograniczenie zaangażowania militarnego USA na Starym Kontynencie, w tym także na wschodniej flance NATO. Warto zastanowić się, jak mógłby wyglądać ten proces.

Trump a NATO

Na początek trzeba powiedzieć, że trudno jednoznacznie zidentyfikować, jaka będzie polityka amerykańskiego prezydenta wobec NATO. Zacznijmy od tego, że sam Donald Trump mówi, iż kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego powinny przeznaczać na obronę znacznie więcej, niż obecnie. Kandydat na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych J.D. Vance, który wcześniej bardzo mocno sprzeciwiał się przyjęciu pakietu pomocy dla Ukrainy na przełomie 2023 i 2024 roku stwierdził w niedawnym wywiadzie dla NBC News cytowanym przez Fortune, że Trump chce pozostać w NATO i chce by Sojusz był silny, ale nie powinien być tylko „klientem socjalnym”. W tym samym wywiadzie stwierdził też wprost, że państwa europejskie, w tym Niemcy, powinny wydawać więcej na obronę.

Wątek zwiększenia zaangażowania w NATO akurat przez Niemcy pojawia się w kręgach zbliżonych do prezydenta Trumpa wielokrotnie, bo – przykładowo – w pochodzącym jeszcze z 2023 roku dokumencie „Policy Brief: Pivoting the US Away from Europe to a Dormant NATO” („uśpione NATO”) zbliżony do otoczenia Trumpa think-tank Center for Renewing America pisze, że ze wschodniej Europy należałoby wycofać wszystkie jednostki lądowe („piechoty i logistyczne”) sił Stanów Zjednoczonych stacjonujące na stałe, a ich rolę powinny przejąć wzmacniająca swoją armię Polska, dysponująca dużymi rezerwami Finlandia „i Niemcy, które mogą powrócić do zimnowojennej roli pancernego kręgosłupa NATO”.

Reklama

Były doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton wielokrotnie mówił, że jest wysoce prawdopodobne, iż Trump zdecyduje się na całkowite wycofanie ze struktur NATO. Z drugiej strony, w Partii Republikańskiej wciąż jest wielu zwolenników silnego zaangażowania w sojuszu. O ile część z nich otwarcie krytykuje byłego prezydenta i zarazem kandydata (jak np. Liz Cheney), to większość jednak poparła Trumpa (chociażby obecny szef Republikanów w Senacie Mitch McConell), i będąc w Kongresie może wywierać presję na prezydenta, by ten jednak nie ograniczał zaangażowania w NATO. W jednej z ustaw o wydatkach obronnych (NDAA) zawarto nawet zapisy ograniczające możliwość wycofania się Stanów Zjednoczonych z Sojuszu i to na wniosek między innymi republikańskiego senatora Marco Rubio, który dziś blisko współpracuje z Trumpem. Nowy sekretarz generalny NATO Mark Rutte mówi z kolei, że z Trumpem trzeba współpracować, a nie bać się go. Gdyby jednak spełnić postulat Elona Muska o „ostrym cięciu” federalnego budżetu,  w tym Pentagonu, obecność w Europie byłaby trudna do utrzymania.

Wszystko to oznacza, że działania nowego republikańskiego prezydenta, wobec NATO jeśli zostanie wybrany, są trudne do przewidzenia. Fakt, że jest on ostro krytykowany przez dużą część osób, współpracujących z nim w poprzedniej kadencji, każe jednak stawiać bardzo duże znaki zapytania wobec jego zaangażowania w NATO.

Reklama

Dodajmy, że w pierwszej kadencji Trumpa została podpisana polsko-amerykańska umowa o współpracy wojskowej, na bazie której w Polsce stacjonuje na stałe wysunięte dowództwo V Korpusu US Army, a rotacyjnie w ramach ciągłej obecności także dowództwo dywizji, brygada pancerna, niepełna brygada lotnictwa wojsk lądowych oraz formacje logistyczne. Ta umowa została ratyfikowana przez parlamenty Polski i Stanów Zjednoczonych, choć z drugiej strony prezydent jako głównodowodzący (Commander-in-Chief) decyduje o ruchach wojsk. Z otoczenia Trumpa płynęły też (i nadal płyną) sygnały przychylności wobec Polski za wysoki poziom wydatków obronnych, więc można to odczytywać jako sygnał, że cięcia obecności – dodajmy, w wypadku Polski wciąż w większości nie stałej a rotacyjnej – miałyby mniejszy zakres.

Jednym ze scenariuszy, o którym mówiło się pod koniec ostatniej kadencji Donalda Trumpa, byłoby ograniczenie stałej obecności sił USA w zachodniej Europie, bez zmniejszania jej na wschodniej flance. Tyle, że to również może wpłynąć na poziom bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej. Przykładowo, amerykański 2 Pułk Kawalerii, stacjonujący na stałe w niemieckim Vilseck, jest jedną z jednostek prowadzących najszerzej zakrojone eksperymenty w zakresie wykorzystania bezzałogowców, z uwzględnieniem doświadczeń z Ukrainy. Ta sama jednostka wystawia też siły do rotacji w ramach grupy batalionowej w rejonie Orzysza i Bemowa Piskiego. Eksperymenty z wykorzystaniem bezzałogowców prowadzą również inne lekkie jednostki rozlokowane w Europie na zasadzie rotacyjnej. I można spodziewać się, że ich wyniki w jakiś sposób prędzej czy później znajdą się w dokumentach NATO, co powinno ułatwić wdrożenie w innych armiach, także w Polsce.

Reklama

Z kolei za osłonę hubu logistycznego w Rzeszowie odpowiada – współpracując z innymi jednostkami – 5-7 batalion (dywizjon) artylerii obrony powietrznej US Army, wydzielający zestawy Patriot. W zachodniej Europie stacjonuje też kilka eskadr myśliwskich (w Wielkiej Brytanii do czterech F-15E i F-35A, dwie eskadry we Włoszech i jedna z Niemczech na F-16). To te jednostki jako pierwsze wspierają misję Air Policing i obronę wschodniej flanki oraz ćwiczenia realizowane w regionie. Takie przykłady można mnożyć.

Jeśli więc nowa administracja zdecydowałaby się ograniczyć stałą obecność na zachodzie Europy, to wpłynęłoby to również na bezpieczeństwo krajów wschodniej flanki. No chyba, że miejsca stałego stacjonowania zostałyby przeniesione nie na kontynent amerykański (co jest bardzo prawdopodobne), a do Polski lub innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Co dają siły USA w Europie?

Warto też zwrócić uwagę na rolę, jaką odgrywają rozmieszczone w Europie (na stałe lub rotacyjnie) jednostki. Obok wzmacniania zdolności bojowych i odstraszania swoim potencjałem bojowym, pozwalają one również na integrację i szkolenie sił państw europejskich w ramach współdziałania. Temu służą zarówno ćwiczenia dowódczo-sztabowe, takie jak Avenger Triad (i wiele innych), jak i te prowadzone z wojskami, chociażby Combined Resolve czy „artyleryjskie” z serii Dynamic Front, gdzie główny nacisk kładziony jest na integrację systemów dowodzenia, co zresztą udało się osiągnąć z polskim Topazem. W wypadku Polski siły amerykańskie szkolą też obsługi czołgów Abrams, przygotowują również Siły Zbrojne RP do przyjęcia śmigłowców Apache. Sam zresztą fakt, że dowódcą sił NATO w Europie jest oficer amerykański (podczas gdy sekretarz generalny pochodzi z Europy), jak i dostęp Sojuszu do amerykańskich aktywów w zakresie rozpoznania, nadzoru i wywiadu stanowią kluczowe elementy wzmacniające NATO. Nie jest tajemnicą, że europejscy sojusznicy mogliby bez tego popaść w jeszcze większe spory, a bez zdolności wywiadowczych USA NATO byłoby dużo słabsze i to na wielu poziomach.

Czytaj też

Innymi słowy, jednostek US Army Europe (i w ogóle sił Stanów Zjednoczonych w Europie) nie należy postrzegać tylko przez pryzmat sumy potencjałów poszczególnych brygad czy eskadr, ale też jako czynnika będącego mnożnikiem siły poszczególnych państw NATO, w tym Polski. Nie jest żadną tajemnicą, że Siły Zbrojne RP są pod presją z uwagi na szybki wzrost liczebności, rotację kadr i zmiany sprzętowe, szkolenie żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy, a także działania hybrydowe Rosji i Białorusi zmuszające do ciągłego zaangażowania tysięcy żołnierzy do „patrolowej” misji na granicy. Co za tym idzie, tego rodzaju wsparcie ze strony Amerykanów jest bardzo cenne i jego ograniczenie byłoby mocno niekorzystne także dla rozwoju zdolności Sił Zbrojnych RP.

A postulat, że sojusznicy europejscy mają brać stosunkowo większy udział w obronie będzie realizowała każda administracja. Przypomnijmy, że nowy model sił NATO zakłada utrzymanie około 50 brygad wojsk lądowych więcej przez wszystkich sojuszników. I raczej niewiele lub nawet żadne z tych jednostek nie będą pochodzić z USA,. O ile te które są dziś obecne w Europie mogą zostać (i są) zintegrowane pod dowództwem NATO w ramach nowego modelu, to Stany Zjednoczone nie będą dalej zwiększać swojej stałej obecności w Europie ze względów finansowych, organizacyjnych, demograficznych i innych. USA już jednak mają tu ważną infrastrukturę, jak Army Prepositioned Stock w Powidzu i mogą na różne sposoby skutecznie wzmacniać potencjał państw europejskich. To jednak wymaga utrzymania (nie zwiększania, ale właśnie utrzymania) pewnego poziomu obecności w Europie.

Gra się toczy więc o to, czy proces wzmacniania zdolności krajów europejskich, w tym tych na wschodniej flance będzie się odbywał ze wzmocnieniem (bezpośrednim i pośrednim, w ramach koordynacji) przez siły USA które są tu dziś obecne, czy też nie. Jeśli nowa administracja przyjmie „rewolucyjne” podejście do obecności w Europie, włącznie z cięciem środków na pomoc Ukrainy, może znacząco i negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo Starego Kontynentu.

Reklama
Reklama

Komentarze (5)

  1. radziomb

    Ale my nisko upadlismy że 400 milionowa Unia, Europa nie potrafi obronic sie (pokonać?) 100 milionowej Rosji bez USA. O dysproporcji pieniędzy nie wspominam bo jest ponad 10 x biedniejsza Rosja. Jako Polak odczuwam Wstyd i żądam że Politycy zajma się ochroną Polski, Unii I mojej rodziny a nie 3cio rzędnymi sprawami. Jesteśmy niczym babanowe dzieci na garnuszku rodziców które nie chcą sie usamodzielnic od rodzica (USA)- mega to słabe.

    1. szczebelek

      To wina elit europejskich, które zapomniały czym jest wojna i stąd wygaszanie potencjału obronnego pod kątem przemysłu i liczebności.

    2. radziomb

      dokładnie, niestety chodzi o kase na socjal i rozwój. Albo wydajesz to na wojsko albo na inne sprawy. Kołdra jest zawsze lekko krótka.

    3. CdM

      Stany Zjednoczone też byłyby tylko kupą skłóconych państewek, gdyby nie były, no cóż, Zjednoczone. To takie proste, ale nie dociera.

  2. PszemcioPL

    A ja proponuję alternatywę - EU wypowiada NPT i INF i rozwija własne zdolności rakiet dalekiego zasięgu (5-10k km) i broń atomową. Wtedy będziemy w stanie zadbać o własne bezpieczeństwo bez proszenia się jankesów o cokolwiek. To przez jankesów i ich wrogie ograniczenia wobec "sojuszników" z Europy - jesteśmy zmuszeni na nich polegać. To co oni proponują, by usa wycofało piechotę i logistykę - to jasne pokazanie, że mamy być MIĘSEM ARMATNIM, a oni co najwyżej okazjonalnie od wielkiego dzwonu będą jakieś nalociki robić, ale ofc my NIE będziemy mieć prawa do wybierania celów itp... Może lepiej zaorać ten "sojusz" i mieć własne nuki i ICBMy?

    1. szczebelek

      Pod warunkiem, że Francja nie wyjdzie z NATO wtedy pomysły o suwerenności pod kątem broni atomowej.

    2. radziomb

      przecież Bez USA Europa się na 99% pokłóci i nic z tego nie będzie - jak z czołgiem Europejskim (tzn poklocila sie francja z niemcami?) lub samolotem (francja sie pokłociła i robi rafale a mial byc wspolny eurofighter) . Tzn bedzie mase małych, słabych Państw. Zobacz co się dzieje w unii. W wojsku nie ma demokracji tylko jest lider którzy rządzi inaczej mamy chaos.

    3. CdM

      To by miało jakieś szanse powodzenia, gdyby istniała Federacja Europejska. Noale przecież to jest nie do przyjęcia, co nie, bo jesujesu eurokołchos. Lepiej osobno, sami sobie, na naszej równinie między Niemcami a Rosją, i nie oddamy ani guzika suwerenności. I militarnie, i gospodarczo Europa to potencjalny kolos o wielu skłóconych główkach, i tak wszystkim pasuje.

  3. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    USA ma kilka zasadniczych dylematów: 1. rosnąca potęga Chin i zwiększanie ich połączonej projekcji siły z lądu, powietrza i morza - zwłaszcza względem US Navy - która robi bokami ze względu na ogólnie bardzo niski potencjał stoczniowy [220 razy niższy od chińskiego - SIC] i braki w finasowaniu 2. pakt Chiny-Pakistan-Iran-Saudowie-ZEA, który oznacza docelowo wyparcie petrodolara przez petrojuan - a petrodolar jest trzonem siły dolara od 1973 - gra idzie o dolara jako walutę międzynarodową i przez to rezerwową - a to jest podstawa siły USA 3. klęska obrócenia Rosji przeciw Chinom - najpierw była klęska naiwnego "resetu" Obamy 2009-2013, natomiast zamiana marchewki [dania Ukrainy i Polski Rosji] na kij proxy-war rękami Ukrainy od 2014 - nie doprowadziła do wymuszenia siłą obrotu Rosji przeciw Chinom 4. najważniejsze - czas gra na korzyść Chin, stąd desperacja wszystkich opcji strategicznych USA [niezależnie od wyboru prezydenta]. Łatwo o katastrofalny błąd.

    1. radziomb

      dokładnie, historycznie od 500 lat jak imperium słabło to w 14 przypadkach na 16 rozpoczynało prewencyjne wojny. aby "młodego" silnego załatwić

  4. Przyszłość

    Tak naprawde tam nie rzazdzi prezdent a sily i ulklady za plecami. -Trump ma chociaz osobowsc i dlatego tez im przeszkadzal. Ale napewno probwali nim sterwac (kiedys to opisze) A taka Haris przez to ze niedsowdczna bedzie dla tych z tyly jak sie mowi "Konskiem na sniadanie" Z ich punktu widnzia Harris jest lepsza napewno

  5. PszemcioPL

    Tja, doskonały pomysł. Wystawiać na pastwę ru agresji JEDYNE kraje EU, które wydają ponad 2% na obronność bo DE itp nie wydają 2%. Zupełnie NIE będzie to oznaczać, że te kraje wschodniej flanki będą skazane na przymilanie się do DE, które wtedy mogą "niespodziewanie" znaleźć pieniądze na obronność... Albo DE chcą by usa porzuciło EU, żeby ru przejęły kontrolę nad "problematyczną nową EU" i wróciły "stare dobre czasy".