Reklama

Geopolityka

Turcja i Iran atakują Kurdów, ale nie razem [KOMENTARZ]

Autor. Kurdishstruggle/wikipedia.com/CC BY 2.0

W ostatnich dniach Iran dokonał nalotów na pozycje kurdyjskie w Iraku, a Turcja – w Iraku i Syrii. Oba państwa grożą również przeprowadzeniem operacji lądowej i podają dość wątpliwe preteksty mające usprawiedliwić ich działania. Na tym jednak podobieństwa się kończą, gdyż cele Ankary i Teheranu są całkowicie rozbieżne, a podjęte działania nie są skoordynowane. Między Turcją i Iranem narastają też napięcia z uwagi na sytuację na południowym Kaukazie.

Reklama

We wtorek 22 listopada w Astanie doszło do 19-tego spotkania w tzw. formacie astańskim, czyli rosyjsko-irańsko-tureckich rozmów z udziałem przedstawicieli władz syryjskich i opozycji. Oficjalnie format ten został stworzony jako alternatywa do rozmów pokojowych w Genewie i ma na celu znalezienie politycznego rozwiązania trwającej od 2011 r. wojny domowej w Syrii. Podobnie jednak jak w przypadku negocjacji genewskich żadne polityczne rozwiązanie nie może być rezultatem tych rozmów, gdyż wyłączone są z nich kluczowe podmioty konfliktu syryjskiego, w tym oczywiście oddziały syryjskich Kurdów. Format astański nigdy zresztą nie miał na celu doprowadzenie do pokoju między walczącymi stronami w Syrii, lecz jego celem było dzielenie wpływów w Syrii między Rosję, Iran i Turcję oraz wspólne działania na rzecz eliminowania wpływów innych państw, w szczególności USA. Osłabienie Rosji w wyniku wojny w Ukrainie i w konsekwencji konieczność ograniczenia jej zaangażowania militarnego w Syrii oraz politycznego na Kaukazie Płd. oraz w Azji Centralnej, spowodowało konieczność dokonania nowego rozdania. Zarówno Iran jak i Turcja od miesięcy przygotowują się do tego, co powoduje coraz większą rywalizację między obydwoma państwami, a ostatnie naloty i groźby inwazji lądowej są tego przejawem. Nie należy jednak spodziewać się, że w Astanie dojdzie do jakiegoś przełomu, gdyż spotkanie nie odbywa się na wysokim szczeblu. Raczej chodzi o wymianę komunikatów i oczekiwań, a towarzyszące wydarzenia w Iraku, Syrii i Kaukazie Płd. są podbijaniem stawki.

Reklama

Turcja od dawna prowadzi działania zbrojne przeciwko PKK w północnym Iraku, noszą one ogólną nazwę „Szpon". Operacje te wywoływały protesty Iraku oraz były krytykowane przez Iran jako naruszające suwerenność Iraku. Kryzys polityczny w Iraku blokował jednak zdolność władz tego państwa do podjęcia skutecznych działań dyplomatycznych, a fakt, iż tureckie operacje odbywają się na terenach podległych Kurdyjskiemu Rządowi Regionalnemu (KRG), a mówiąc bardziej precyzyjnie – Partii Demokratycznej Kurdystanu (PDK), uniemożliwiał również podjęcie działań militarnych. Warto przy tym zaznaczyć, że PDK utrzymuje dobre relacje z Turcją i jej władzami, natomiast jej relacje z PKK zawsze były skomplikowane, a od kilku lat są, delikatnie mówiąc, napięte. Turcja dokonała też dwóch inwazji na tereny Autonomicznej Administracji Syrii Północno-Wschodniej (AANES), czyli terenów kontrolowanych przez zdominowane przez syryjskich Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Pierwsza inwazja zakończyła się zajęciem kantonu Afrin na pocz. 2018 r., natomiast kolejna – niewielkiego obszaru wokół miast SeRas al-Ajn(Sere Kaniye orazTall Abjad ( Gire Spi) w końcu 2019 r. Afrin pozostawał przy tym poza obszarem współpracy SDF-USA (której przedmiotem jest walka z Państwem Islamskim), natomiast w przypadku drugiej inwazji, poprzedziło ją wycofanie sił amerykańskich przez Trumpa, co było wówczas krytykowane m.in. przez obecnego prezydenta Joe Bidena oraz obecnego szefa senackiej komisji spraw zagranicznych Boba Menendeza. Wykorzystanie tureckiej inwazji przez Rosję do wkroczenia na część terenów kurdyjskich opuszczonych wówczas przez Amerykanów, skłoniło jednak Trumpa do nakazania siłom USA powrotu do AANES, niemniej ich obecność była już ograniczona tylko do wschodniej i południowej części AANES. Taki rozwój sytuacji zablokował jednak inwazję turecką i nie doprowadził do realizacji jej celu tj. dokonania czystki etnicznej i osiedlenia arabskich uchodźców syryjskich przebywających w Turcji na terenach, z których wygnanoby Kurdów.

Czytaj też

Obecna sytuacja różni się od tej z 2019 r. Z jednej strony władze USA są znacznie bardziej krytyczne wobec Turcji, nie chcą jednak wchodzić z nią w otwarty konflikt przed wyborami w 2023 r. bo liczą na to, że zakończą one rządy Erdogana i dojdzie do normalizacji stosunków. Z drugiej strony, właśnie ze względu na wybory i spadającą popularność, Erdogan potrzebuje czegoś co odbuduje jego popularność, a wojna z Kurdami zawsze temu sprzyjała. Ponadto, pozbycie się syryjskich uchodźców byłoby sukcesem tureckiego prezydenta i znalazłoby uznanie ze strony wyborców. Można się też spodziewać, że Erdogan liczy na to, że wojna na Ukrainie oraz protesty w Iranie zablokują reakcję USA, Rosji i Iranu (oczywiście nie mówię o wspólnej reakcji) na takie działania Turcji. Nie jest to jednak takie pewne.

Reklama

Jeżeli chodzi o Rosję to sprawa jest oczywista – wojna na Ukrainie osłabiła ją i jej możliwości działania na innych teatrach operacyjnych są ograniczone. Dlatego można się spodziewać, że nie będzie się ona przeciwstawiać atakowi tureckiemu na tereny kurdyjskie, w tym na te, na których jest obecna militarnie, lecz będzie prowadzić propagandowe działania, by wskazać USA jako tych, którzy „zdradzili Kurdów". Znacznie bardziej skomplikowana sytuacja jest w przypadku Iranu, który jak dotąd sprzeciwiał się interwencji Turcji w Syrii. Jest to związane z narastającą rywalizacją irańsko-turecką o wypełnianie próżni po Rosji. Nie dotyczy to przy tym wyłącznie Bliskiego Wschodu. Iran z niepokojem obserwuje rozwój panturkizmu w obszarze postsowieckim, którego wyrazem jest wzmacnianie się formuły Organizacji Państw Turkijskich (OTS) kosztem kierowanej przez Rosję Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (ODKB). Ta ostatnia całkowicie skompromitowała się w czasie ataku Azerbejdżanu na granicę z Armenią we wrześniu br., gdy odmówiła Armenii pomocy. Rosnące związki Turcji i Azji Centralnej oraz dążenie Azerbejdżanu do opanowania Sjunika (lub przeprowadzenia przez tę armeńską prowincję korytarza do Nachiczewanu i Turcji) są z punktu widzenia Teheranu nie do zaakceptowania. Odepchnięcie Iranu od Armenii i połączenie świata pantureckiego oznaczałoby znaczącą zmianę geopolityczną, o kolosalnych skutkach.

Dla Iranu jest to tym bardziej nie do zaakceptowania, gdyż Azerbejdżan coraz wyraźniej podważa integralność terytorialną Iranu, sugerując, że irańskie prowincje Azerbejdżanu Wschodniego i Azerbejdżanu Zachodniego, powinny zostać przyłączone do Azerbejdżanu. W azerbejdżańskich mediach pojawiły się też akcenty wsparcia dla protestów w Iranie, co dodatkowo może budzić niepokój Iranu, że Baku będzie próbowało wykorzystać protesty do wywołania wojny domowej i dezintegracji Iranu. Warto przy tym zwrócić uwagę na to, że według amerykańskiego instytutu Freedom House (który trudno posądzać o sympatie wobec Iranu) totalitaryzm w Azerbejdżanie jest bardziej opresyjny niż w Iranie (na skali oceny wolności 1-100 Azerbejdżan ma 9 punktów, a Iran 14 punktów). Ponadto na relacje między Baku a Teheranem wpływa współpraca azerbejdżańsko-izraelska. Oczywiście Azerbejdżan nie ma szans w konfrontacji z Iranem działając samodzielnie, ale stoi za nim Turcja. Ponadto napięcia Iran-Zachód powodują, że Baku zapewne liczy na to, że w jakiejkolwiek konfrontacji z Iranem, USA i Europa staną po stronie Azerbejdżanu.

Protesty w Iranie osłabiają ten kraj i Turcja zapewne chce to wykorzystać, by złamać opór Teheranu przeciwko jej działaniom w Iraku i Syrii. Ale Iran raczej nie jest gotów do ustępstw i ma silne karty w ręku. W szczególności chodzi o nowy iracki rząd Mohammada Szii as-Sudaniego, który opiera się na siłach sympatyzujących z Iranem i niechętnych Turcji. Warto bowiem przypomnieć, że szyickie oddziały Al-Haszed asz-Szaabi zapowiadały w przeszłości, że uważają Turcję za wroga i okupanta oraz wyrażały gotowość odparcia ataku tureckiego na Sindżar (gdzie Erdogan również zapowiadał inwazję lądową). Warto dodać, że rząd Sudaniego został poparty również przez rządzącą w Regionie Kurdystanu PDK, której przedstawiciel Fuad Husejn pozostał na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Prezydentura Iraku przypadła jednak Abdul Latifowi Raszidowi, który jest kuzynem lidera Patriotycznej Unii Kurdystanu Bafela Talabaniego. Iran ma natomiast historyczne relacje z PUK, a Turcja w ramach ostatnich nalotów bombardowała okolice Sulejmani, czyli tereny podległe PUK. Warto dodać, że PDK początkowo sprzymierzyło się z Muktadą as-Sadrem przeciwko Ramom Koordynacyjnym (czyli szyickim konkurentom Sadra), których kandydatem na premiera został Sudani i zmieniło front dopiero gdy Sadr popełnił błędy i przegrał ostatnią rozgrywkę. W przeciwnym razie zostałoby bowiem na lodzie, a całą śmietankę zgarnąłby PUK.

Tymczasem jeszcze we wrześniu, gdy premierem był Mustafa al-Kadhimi, Iran oskarżał Irak o to, że udziela schronienia „terrorystom", za których Teheran uważa m.in. Partię Demokratyczną Kurdystanu w Iranie (PDKI) i dokonał nalotów na bazy PDKI. Warto przy tym wyjaśnić, że faktycznie PDK udziela schronienia PDKI w kontrolowanej przez siebie części Regionu Kurdystanu. Zgodnie z konstytucją 2005 r. siły federalne Iraku nie mają wstępu na te tereny. Tymczasem irańskie protesty wybuchły po śmierci Mahsy Amini, która pochodziła z irańskiego Kurdystanu. Choć nie mają one bynajmniej charakteru etnicznego, a na terenach kurdyjskich w Iranie PDKI rywalizuje również z powiązaną z PKK PJAK, to Iran wykorzystał ten fakt jako pretekst i stwierdził, że protesty organizuje PDKI. W połowie listopada Iran wznowił ostrzał Regionu Kurdystanu, a do Bagdadu przybył gen. Esmail Ghani, dowódca irańskich brygad Quds, który zagroził, że Iran dokona interwencji lądowej przeciwko PDKI.

Groźba Iranu jest zatem bardziej skierowana do PDK aniżeli do władz federalnych Iraku. Jej realizacja groziłaby natomiast zburzeniem porządku funkcjonującego w Iraku od 2005 r., a także stanowiłaby komplikację dla Turcji w realizacji jej planów przeciwko PKK. Warto przy tym podkreślić, że interwencja Iranu w Iraku byłaby wyzwaniem w mniejszym stopniu dla władz federalnych, a w znacznie większym dla USA (jako próba rozszerzenia irańskiej strefy wpływów). Trzeba też pamiętać, że działania Turcji przeciwko Kurdom zarówno w Iraku jak i Syrii, prowadzone są wbrew tym państwom, a to oznacza, że jakiekolwiek protesty Turcji przeciwko działaniom Iranu przeciwko PDKI byłyby kuriozalne. Z tych samych powodów problematyczna byłaby kwestia reakcji USA. Tymczasem takie działania spowodowałyby, że wpływy tureckie w Regionie Kurdystanu zostałyby mocno osłabione, wzmocniona zostałaby władza federalna (w oparciu o sojusz z Iranem), a dalsze działania Turcji przeciwko PKK w Iraku musiałyby być uzgadniane z Iranem.

Turcja w tym samym czasie grozi lądową inwazją na AANES, co jeszcze bardziej skomplikowałoby kwestię reakcji USA na ewentualne działania Iranu w Iraku (ewentualna bezczynność wobec działań Turcji i jednoczesne przeciwdziałanie operacji irańskiej byłyby trudne do obiektywnego uzasadnienia). Turcja jako pretekst dla swoich planów inwazyjnych podaje zamach na Istiklal Cadesi w Stambule, jaki miał miejsce 14 listopada. w którym zginęło 6 osób. Turcja oskarżyła o to PKK oraz YPG, tradycyjnie próbując narzucić traktowanie tych dwóch organizacji jako jednej struktury. YPG, jako trzon SDF, jest tymczasem sojusznikiem USA oraz państw europejskich zainteresowanych zwalczaniem zagrożenia terrorystycznego ze strony Państwa Islamskiego. Dotyczy to w szczególności Szwecji, która, podobnie jak inne kraje UE, uznaje PKK za organizację terrorystyczną, ale nie widzi powodów by tak samo traktować YPG. To właśnie jest pretekstem Turcji do blokowania członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO, choć faktycznie Turcja w zamian za dokonanie ratyfikacji oczekuje raczej koncesji ze strony USA w sprawie sprzedaży F-35, modernizacji F-16 oraz właśnie zgody na operację w Syrii. Choć nic nie wskazuje na to by za zamachem w Stambule stało PKK, a tym bardziej YPG, to Turcja wykorzystała to do wywarcia presji na USA. Gdy 20 listopada dokonała intensywnych nalotów na AANES (a także na niektóre cele w irackim Kurdystanie) to reakcja USA była bardzo wstrzemięźliwa. Naloty miały przy tym miejsce zarówno w strefie operacyjnej USA (Derik) jak i Rosji (Tall Rifat, Kobane), jednakże najbardziej intensywne miały miejsce w Tall Rifat. Pod Kobane zbombardowany został szpital, a do wtorku w nalotach zginęło co najmniej 14 cywilów i bliżej nieokreślona liczba żołnierzy SDF.

Czytaj też

Czytaj też

Iran dotąd zdecydowanie sprzeciwiał się zajęciu przez Turcję i sprzymierzonych z nią syryjskich dżihadystów miasta Tall Rifat ze względu na jego strategiczne położenie w pobliżu Aleppo oraz szyickich enklaw, które kilka lat temu przetrwały długie oblężenie ze strony dżihadystów. Z kolei Rosja wezwała Turcję do „wstrzemięźliwości". Jest zatem otwartym pytanie, na którą część AANES Turcja dokona agresji, jeśli w ogóle spełni swoje groźby. Oczywiście w tak skomplikowanej układance nie można też wykluczyć jakiegoś trójstronnego dealu, niemniej dotąd nie został on osiągnięty. Jeżeli chodzi o USA to -teoretycznie- jeśli agresja Turcji nie będzie obejmować terenów objętych obecnie współpracą USA-SDF to Amerykanie nie będą stroną. Problem jednak w tym, że dowództwo SDF zapowiedziało, że ataki Turcji spotkają się z odpowiedzią czyli ostrzałem terytorium Turcji. Trudno się dziwić takiemu podejściu, gdyż Kurdowie nie mają już się gdzie wycofać z AANES, a zatem jest to dla nich kwestia egzystencjalna. Kobane jest ponadto symbolem oporu przeciwko Państwu Islamskiemu, a zatem dopuszczenie do zajęcia go przez Turcję i wspieranych przez nią dżihadystów jest nie do zaakceptowania. Z drugiej strony Turcja zaprezentuje taką reakcję syryjskich Kurdów jako atak na swoje terytorium i argument dla uznania SDF za organizację terrorystyczną przez pozostałych członków NATO, a w szczególności przez USA. To zaś oznaczałoby koniec współpracy USA – SDF. To czy tak się stanie jest jednak kwestią otwartą, gdyż póki co nic nie wskazywało na to by USA były gotowe na akceptację takiego scenariusza. Zwłaszcza, że na wycofaniu się USA z Syrii skorzystać będzie chciał również Iran, a Kurdowie, mając nóż na gardle, mogą być wówczas skłonni do zawarcia dealu z Iranem i Assadem by zabezpieczyć się przed czystką etniczną ze strony Turcji. Jedynym sposobem dla USA by do tego nie dopuścić jest utrzymanie sojuszu z SDF. Natomiast jeśli USA ustąpią i się wycofają to nowa równowaga i tak może nie zostać osiągnięta i prędzej czy później może dojść do wielostronnego konfliktu obejmującego zarówno północną Syrię, północny Irak, jak i południowy Kaukaz.

Reklama
Reklama

Komentarze (7)

  1. Fredd

    Kurdom na pewno ulżyło, ze Turcja i Iran atakują ich osobno, a nie razem

  2. lokalnie

    Oslabienie turcji to dla kilku stron minus - dla Armenii, Kurdow, i Syryjskich chrzesjan

  3. Sorien

    Chciał bym wybiec w przyszłość .... Wiem że mnie tu wyśmiejecie ale ja zakładam że niestety Rosja wygra tą wojnę . System energetyczny dziś cały rozwalony - część naprawią ale każdy kolejny atak będzie sprawiał że coraz mniej i mniej będą mogli naprawiać aż UA prądu nie będzie miała prawie wcale czyli - początek końca bo ruskie armię też już zwiększają. Zakładam że Rosja/ZSRR wygra tą wojnę . Co potem ... Potem będzie Mołdawia ich szybko łykną . A potem ? Finlandia odpada bo co prawda nie jest w NATO ale USA już powiedziały że bez tego będą ich bronić . Co im zostanie? Kazachstany też odpadają bo Chiny dały do zrozumienia że to już ich (zresztą Rosja też ich ale to inny temat) , kraje NATO też odpadają bo wiadomo.... Zostanie Rosji Armenia i Gruzja i to będą następne cele. Armenia bez strzału będzie satelitom ale co ważne pomoże jej Rosja odbić co Turcja zabrała . Wspieranie Kurdów też będzie przez Rosję przeciw Turcji . Świat nam się mocno zmieni bardzo mocno

  4. jpr

    Ale głupi ci Turcy! Gdyby współżyli zgodnie z Kurdami - mogli by teraz odebrać Persom cały Azerbejdżan i Kurdystan perski, uzyskać wyjście na Morze Kaspijskie i szerokie połączenie z Azerbejdżanem właściwym. Ale oni wolą się z Kurdami naparzać, na czym nikt nic nie zyskuje, poza Rosją...

    1. Milutki

      Turcy współżyją zgodnie z Kurdami, bronią ich przed PKK

  5. Milutki

    Ale przecież Biden póki rządzi miał nie dopuścić do tureckich bombardowań i interwencji na tereny YPG/SDF. Na już i tak gęsty cmenarzyk życzeniowych prognoz i fakenewsów pojawiła się nowa mogiła, wkrotce opowiastki o czystkach etnicznych jakie ma przeprowadzać Turcja też tam dołączą. Wszyscy prezydenci w Iraku są słabi, środowisko szyickie mocno podzielone , Turcja jeżeli nie dokona interwencji na północny Irak to dokona tego w przyszłości , to jest nieuniknione chyba że Irakijczycy sami pokonają PKK. Pokój w Syrii może nastąpic tylko po zniszczeniu YPG (PKK) bez względu na to jaką nazwę przyjmie.

  6. Filemon19

    Podsumowując polityka NATO a więc Szwecja Finlandia jest ważniejsza dla USA od Syrii i Kurdów. Mieli szansę i kasę i nie wykorzystali okienka transferowego

  7. Markus

    Jak zwykle super artykuł. Dziękuję bardzo za tak fachową ocenę obecnej sytuacji w tamtym regionie.