Reklama

Geopolityka

Sukces, czy fiasko negocjacji mocarstw z Iranem?

Fot. Nanking2012/Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0.
Fot. Nanking2012/Wikimedia Commons/CC BY SA 3.0.

Toczące się w Lozannie negocjacje dotyczące irańskiego programu nuklearnego nie zakończyły się fiaskiem. Ale nie można też mówić o sukcesie. Został ogłoszony jedynie ogólny zarys porozumienia, które ma zostać zredagowane do końca czerwca. 

Choć strony rozmów mówią o przełomie i osiągnięciu porozumienia we wszystkich kwestiach spornych to szef irańskiej dyplomacji dodał jednak, iż póki całość nie jest uzgodniona to nic nie jest uzgodnione. A to nie to samo. Stworzenie tekstu porozumienia nie będzie wyłącznie sprawą techniczną, zwłaszcza, że można się spodziewać aktywizacji przeciwników umowy: Izraela, Kongresu oraz Arabii Saudyjskiej wraz z jej sunnickimi-arabskimi sojusznikami, a nawet Turcji, która ostatnio postanowiła wzmocnić antyirański kurs swojej polityki zagranicznej.

Trzy podstawowe kwestie, które były przedmiotem negocjacji to: zakres wzbogacania uranu, do którego będzie miał prawo Iran, zakres kontroli oraz sposób znoszenia sankcji. Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię to przede wszystkim wzbogacanie uranu będzie prowadzone tylko w Natanzie, a obiekt w Fordow zostanie przekształcony w centrum badawcze na co najmniej 15 lat i nie będzie tam materiału rozszczepialnego.

Ograniczona również zostanie liczba wirówek z 19.000 do 6.104 z czego 5.060 ma wzbogacać uran w okresie 10 lat. Przez 15 lat Iran ma również zrezygnować ze wzbogacania uranu powyżej 3,67 % i ograniczyć swój zapas nisko wzbogaconego uranu z 10.000 kg do 300 kg. Iran nie będzie również budował nowych obiektów służących wzbogacaniu przez najbliższe 15 lat. To wszystko ma stworzyć warunki, by czas potrzebny Iranowi na zdobycie materiału rozszczepialnego umożliwiającego produkcję jednej bomby był wydłużony z 2-3 miesięcy (jak jest teraz) do min. 1 roku.

Dokument zawiera również dalsze regulacje dot. obiektu w Natanz i tamtejszych urządzeń wzbogacających uran, a także reaktora w Arak, który ma zostać przebudowany by nie produkować plutonu, który mógłby zostać użyty w celach militarnych. Jeżeli chodzi o kontrolę to inspektorzy Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej mają mieć dostęp do wszystkich obiektów, w szczególności w Natanz i Fordow. Iran ma też umożliwić kontrole dostaw materiałów służących programowi nuklearnemu, a także przekazać pod kontrolę Agencji urządzenia usunięte jako niezgodne z ustaleniami porozumienia. Niektóre uprawnienia inspektorów zostały jednak ograniczone w czasie na 20 i 25 lat. Iran ma też podpisać Protokół Dodatkowy, dający inspektorom szersze prawa do informacji dot. programu. Inspektorzy będą też mieli prawo kontroli wszelkich podejrzanych (w których mogłoby dochodzić do łamania ustaleń porozumienia) obiektów.

Sankcje nałożone przez USA oraz UE mają zostać zawieszone po, potwierdzonej przez MAEA, implementacji przez Iran kluczowych punktów porozumienia. Jednak w każdej chwili będą one mogły być odwieszone, jeśli zostanie stwierdzone naruszanie przez Iran warunków umowy. W tym samym czasie (to jest po potwierdzonym przez inspektorów spełnieniu przez Iran kluczowych zobowiązań) wszystkie rezolucje Rady Bezpieczeństwa ws. Iranu zostaną odwołane jednak zostanie przyjęta nowa rezolucja, która potwierdzi zasady zawarte w porozumieniu oraz utrzyma niektóre zapisy wcześniejszych rezolucji (np. dotyczące transferu niektórych technologii). Ponadto zniesienie sankcji nie dotyczy środków wdrożonych przez USA w związku z terroryzmem, prawami człowieka oraz bronią rakietową i nie ma mowy o tym, że nowe sankcje w tym zakresie nie mogą zostać ustanowione.

Dokument nie precyzuje dokładnie tempa implementacji tych zasad przez Iran, a także tego kiedy dokładnie zostaną zniesione sankcje (mowa jest o implementacji kluczowych kwestii a jest to dość nieprecyzyjne). Natomiast krytyka porozumienia zapewne skoncentruje się na zapisach dot. mechanizmów kontrolnych, które, zdaniem oponentów umowy, będą bezskuteczne.

Ogłoszona deklaracja to ryzykowny krok Obamy. Z całą pewnością można się spodziewać oporu ze strony Kongresu, a także kluczowych sojuszników USA: Izraela, z którym administracja Obamy ma bardzo złe stosunki, Arabii Saudyjskiej, którą USA (przynajmniej deklaratywnie) wspiera w wojnie proxy z Iranem (zwłaszcza w Jemenie i Syrii) i być może również Turcji, której prezydent ostatnio oskarżył Iran o destabilizacje regionu poprzez inicjowanie szyickiej ofensywy na Półwyspie Arabskim. Jeżeli zdominowany przez niechętnych Obamie Republikanów, Kongres w odpowiedzi na tą deklarację uchwali nowe sankcje lub nie zgodzi się na zniesienie dotychczasowych po tym jak zostaną ku temu spełnione warunki to będzie to kompromitacją dla administracji Obamy. Z takiego obrotu sprawy skorzysta propaganda irańskich twardogłowych (związanych z radykalnymi elementami w duchowieństwie np. ajatollahem Mesbah Yazdim oraz Pasdaranem, zarabiającym na biznesie przemytniczym zw. z sankcjami), niechętnych negocjacjom z USA. Potencjalnie skorzysta też Europa oraz Chiny, które pośpieszą by robić z Iranem interesy, bez amerykańskiej konkurencji.

Atak radykałów irańskich będzie oparty na argumentach o niewiarygodności USA jako partnera rozmów oraz całkowitym uzależnieniu jego polityki od Izraela. Nie będzie jednak skierowany wyłącznie przeciwko Stanom Zjednoczonym ale również obozowi reformatorów, co w świetle nadchodzących w przyszłym roku wyborów do Zgromadzenia Ekspertów, może przesądzić o przyszłości Iranu. Ciało to, którego kadencja trwa 8 lat, wybiera bowiem Najwyższego Przywódcę. Obecny, Ali Khamenei prawdopodobnie nie dożyje już kolejnych wyborów.

Samo porozumienie, jeśli ostatecznie zostanie zawarte i nie rozbije się o szczegóły, niewątpliwie wzmocni pozycje ekipy Rouhaniego, a w perspektywie wyborów do Zgromadzenia Ekspertów, Rafsandżaniego i Hassana Khomeiniego dążących do reformy systemu i pragmatycznego otwarcia międzynarodowego Iranu. Porozumienie ma też ogromne poparcie społeczne ze strony Irańczyków,  którzy bardzo boleśnie odczuli sankcje w okresie prezydentury Ahmedineżada. Dla nich fiasko rozmów i widmo nowych sankcji byłoby tragedią. Już ostatni rok przyniósł umiarkowaną poprawę, związaną z coraz większym zainteresowaniem biznesowym Iranem oraz napływem turystów. Nie można się więc dziwić, iż wielu Irańczyków okazywało spontanicznie radość na ulicach.

Anglojęzyczny, związany z Najwyższym Przywódcą, serwis presstv w swych przekazach podkreślał, iż porozumienie to sukces Iranu polegający na uznaniu jego prawa do pokojowego programu nuklearnego, pobieżnie jedynie informując o ograniczeniach i obowiązkach. Jednak dopiero nadchodzące dni pokażą jaka będzie reakcja najważniejszego organu konserwatystów, dziennika Keyhan, dotychczas krytykującego negocjacje mimo „zielonego światła” dla nich ze strony Najwyższego Przywódcy. Nie można być również pewnym stanowiska samego Khameneiego, zwłaszcza w odniesieniu do szczegółów, które mają być w ostatecznym porozumieniu.

Z całą pewnością można się natomiast spodziewać negatywnej reakcji Izraela, który właściwie odrzuca jakiekolwiek porozumienie z Iranem, wychodząc z założenia, iż kontrola jego implementacji jest niemożliwa. Przy czym, zasadniczy problem z potencjalnie nuklearnym Iranem wiąże się z równoległością dwóch państwowych struktur – politycznej z prezydentem na czele oraz religijno-politycznej z Najwyższym Przywódcą. Śmierć Najwyższego Przywódcy może doprowadzić do okresowego chaosu w państwie, a to w przypadku nuklearnego mocarstwa rodziłoby gigantyczne zagrożenie.

Izrael nie będzie jednak osamotnionym oponentem porozumienia. Nie jest przypadkiem to, że Arabia Saudyjska rozpoczęła antyszyicką interwencję w Jemenie na kilka dni przed terminem zakończenia negocjacji w Lozannie. Oczywistym jest, iż był to nerwowy ruch obliczony na storpedowanie porozumienia. Arabia Saudyjska ma przy tym jeszcze więcej powodów by obawiać się tego porozumienia. Negatywna reakcja Izraela oparta jest na dwóch założeniach, które są kwestionowane, choć z perspektywy Izraela uzasadnione: możliwości uzyskania broni nuklearnej przez Iran i chęci jej użycia przeciw Izraelowi.

Tymczasem Arabia Saudyjska, nie potencjalnie, ale całkowicie realnie może się bać uderzenia szyickiego na swoje terytorium (powstanie szyitów w Arabii Saudyjskiej i Bahrajnie oraz uderzenie ze strony Jemenu). Królestwo Arabii Saudyjskiej nie jest w stanie samodzielnie, bez amerykańskiej pomocy, przeciwstawić się Iranowi, więc jakiekolwiek, nawet potencjalne zbliżenie amerykańsko-irańskie jest dla KAS śmiertelnie groźne. Ponadto Iran ze swoimi zasobami ropy i gazu, jak również możliwościami tranzytowymi, stanowi ekonomiczne zagrożenie dla interesów arabskich petromonarchii.

Paradoksalnie, porozumienie może się też okazać bardzo niekorzystne dla głównego, przynajmniej deklaratywnie, sojusznika Iranu – Rosji. Po pierwsze może to spowodować dalszy spadek cen ropy. Po drugie, ożywienie relacji gospodarczych między Europą i Iranem spowodowałoby otwarcie nowych możliwości tranzytowych gazu i ropy, nie tylko z samego Iranu ale również z Iraku oraz basenu Morza Kaspijskiego. Dlatego nie można wykluczyć potajemnych działań Rosji zmierzających do storpedowania porozumienia poprzez usztywnienie stanowiska Iranu.

W ciągu najbliższych 3 miesięcy można się spodziewać nasilenia działań ze strony przeciwników porozumienia, w celu nie dopuszczenia do jego ostatecznego zawarcia, co wciąż jest bardzo możliwe. Nie oznacza to, że w najbliższych tygodniach Izrael dokona jakiegoś ataku na obiekty irańskie ale w dłuższej perspektywie wykluczyć tego nie można. Fiasko rozmów na tym etapie byłoby katastrofą zarówno dla Obamy, jak i Iranu (choć niekoniecznie Pasdaranu i części ajatollahów). Byłoby też niekorzystne z powodów gospodarczych dla Europy oraz Chin. Strony nie mogły sobie na to pozwolić, a kolejne przedłużenie terminu rozmów, podważałoby ich sens. Dlatego ogłoszona deklaracja jest poniekąd decyzja salomonową, ale jednocześnie tylko półśrodkiem, który niczego jeszcze nie przesądza, a Obama powoli cały problem zostawia swojemu następcy.

Witold Repetowicz
________________________________________________
 
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.

 

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. tagore

    Iran wykorzystuje sytuację i robi w konia genialnych twórców światowego Ładu.

    1. trs

      Spokojnie, nic nie zostanie zapomniane... jak skończą z ruskimi, zajmą się iranem!

  2. skafit

    Kolejny dobry artykul, nieskazony demokratyczna propaganda. Z mojej strony wykluczam jakikolwiek atak na Iran ze strony Izraela (atak oficjalny, a nawet i nieoficjalny, jak to jest w zwyczaju Izraela). Bez rezimu jankeskiego na plecami, nie odwaza sie. Bo istniejacy od ok. 4 cichy sojusz Izrael-Arabia Saudyjska nie chroni Izraela w stopniu dostatecznym. Sila armii Arabii S. jest delikatnie mowiac mala i nadaje sie ona w zasadzie do tlumienia pokojowych powstan np. w Bahrajnie). Potwierdza to takze atak Arabii S. na Jemen, gdzie praktycznym sukcesem nalotow jest jedynie smierc cywili. Sama infrastruktura Huti i ich sojusznikow w zasadzie pozostala nienaruszona i zdobywaja kolejne obszary... I nawet nie wspominam o sile Hezbollahu, ktorego obawiaja sie syjonisci (przynajmniej w oficjalnych wypowiedziach). Atak na Iran moglby rozpoczac wojne w pelnym zakresie. Nie zadne proxy war...