Reklama

Geopolityka

Iran po wyborach prezydenckich: konserwatywna kontynuacja [OPINIA]

Fot. Tasnim News Agency (CC BY 4.0)
Fot. Tasnim News Agency (CC BY 4.0)

Frekwencja w irańskich wyborach prezydenckich była najniższa w historii Islamskiej Republiki Iranu, a ich zwycięzca Ebrahim Raisi zdobył niewiele więcej głosów niż 5 lat temu gdy przegrał z kretesem z Hasanem Rowhanim. Wybór ultrakonserwatywnego polityka na prezydenta Iranu niekoniecznie jednak utrudni negocjacje w sprawie porozumienia nuklearnego.

Wybór Ebrahima Raisiego na prezydenta Iranu został zapewniony na długo przed głosowaniem. W irańskim systemie politycznym opartym na doktrynie velayate faqih istnieją dwa szczeble władzy. Pierwszy składa się z tradycyjnych instytucji takich jak parlament, prezydent i rząd. Drugi szczebel, niezależny od woli wyborców, powstał w celu kontroli by ta wola była zgodna z fundamentami ustrojowymi Islamskiej Republiki. W szczególności pilnuje tego Rada Strażników oraz Najwyższy Przywódca, zwany rahbarem, którym jest Ali Chamenei. Dwunastoosobowa Rada Strażników w połowie powoływana jest bezpośrednio przez rahbara, a w połowie przez parlament spośród kandydatów przedstawionych przez szefa sądownictwa, który z kolei jest tez powoływany przez rahbara. Co więcej, od 2019 r. szefem sądownictwa jest właśnie Ebrahim Raisi i to on wskazał 3 członków obecnego składu Rady Strażników. Warto dodać, że członkowie Rady Strażników niekoniecznie są najwyżej postawionymi w szyickiej hierarchii duchownymi (wielkimi ajatollahami) i co więcej, mają prawo odrzucić kandydaturę osób postawionych wyżej od siebie w tej hierarchii.

W ramach systemu politycznego Islamskiej Republiki Iranu funkcjonuje wiele organizacji przypominających partie polityczne. Niemniej w pewnym uproszczeniu irańską scenę polityczną (oficjalną) można podzielić na kilka grup: grupę związaną z Sepah, konserwatystów, pragmatyków, reformatorów i radykałów. Reformatorzy uzyskali spore wpływy w okresie prezydentury Mohammada Chatamiego (1997 – 2005) ale odcięcie się Chatamiego od protestów studenckich w 1999 r. wyhamowało ich polityczne wpływy, a po zakończeniu prezydentury Chatamiego wiele osób z jego ekipy trafiło do więzienia. Zaczęto też zamykać reformatorskie media. W ten sposób reformatorzy zaczęli być powoli wypychani poza system, choć nie zostało to dokonane całkowicie. Reformatorzy przy tym nigdy nie chcieli obalać systemu Islamskiej Republiki Iranu lecz dążyli do jego większej demokratyzacji oraz liberalizacji obyczajowych rygorów. Od reformatorów należy odróżnić pragmatyków, którzy często należeli do czołowych konserwatystów budujących system Islamskiej Republiki Iranu, lecz widzących konieczność otwarcia się Iranu na współpracę z Zachodem. Obóz pragmatyków zaczął się wyłaniać w okresie rządów Ahmedineżada tj. ok. 10-15 lat temu na tle sporów dot. międzynarodowych negocjacji w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Warto jednak podkreślić, że to za Chatamiego rozpoczęto realizację tego programu. Jednym z czołowych przedstawicieli obozu pragmatyków był Akbar Haszemi Rafsandżani, prezydent Iranu w latach 1989 – 1997, który odegrał też kluczową rolę w wyznaczeniu Alego Chameneia na rahbara po śmierci twórcy Islamskiej Republiki ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego.

Reklama
Reklama

Rafsandżani należał do ścisłej elity władzy w czasach Chomeiniego piastując m.in. w latach 1980 – 1989 funkcję przewodniczącego parlamentu. Ponadto był też obarczany przez władze Argentyny odpowiedzialnością za zamach w Buenos Aires w 1997 r. Jednakże zmiana międzynarodowej sytuacji politycznej w latach 90-tych, zmiana nastrojów społecznych w Iranie związana z wejściem w dorosłe życie pokolenia postrewolucyjnego, a także nieakceptowalny przez wielu członków elity władzy z lat 80-tych dryf rządów Chameneia powodował, że zaczęła się kształtować silna opozycja wobec tej polityki. Jeśli chodzi o ten ostatni aspekt to wiązało się to z jednej strony z rosnącą siłą Sepah jako nie tylko równoległej armii ale również potęgi ekonomiczno-politycznej, a z drugiej z coraz bardziej absolutnym charakterem rządów Chameneia i jednostkowym podejmowaniem decyzji. Do obozu pragmatyków należał też Mir Hosejn Musawi, premier Iranu w latach 1981-1989 i zarazem jeden z najbliższych współpracowników Chomeiniego w tym okresie. Jako kandydat w wyborach w 2009 r. stał się symbolem tzw. Zielonej Rewolucji, która ostatecznie została bezwzględnie stłumiona. Musawiego, który od tamtego czasu przebywa w areszcie domowym, trudno jednak uznać za osobę, która chciałaby obalać ustrój Islamskiej Republiki.

Po wydarzeniach Zielonej Rewolucji również pragmatycy zaczęli być odsuwani, a w wyborach parlamentarnych w 2012 r. konserwatyści zebrali niemal wszystkie mandaty. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna i coraz gorsze nastroje społeczne spowodowały, że Chamenei postanowił zapalić zielone światło dla negocjacji w sprawie porozumienia nuklearnego. Ponadto w czasie swojej drugiej kadencji prezydenckiej Mahmud Ahmedineżad zaczął coraz mocniej wchodzić w konflikt z dominującym obozem konserwatystów, w tym z rahbarem. Związane to było z osobą jego „prawej ręki”  Esfandiara Rahima Maszaeiego, który oskarżany był o „tendencje dewiacyjne”, wyrażające się przedkładaniem irańskiego nacjonalizmu ponad wartości islamskie. Warto jednak dodać, że nurt ten był przy tym bardzo mocno antyzachodni i odwoływał się do niższych warstw społecznych. Ahmedineżad, w którego obronie stłumiono w dodatku Zieloną Rewolucję, nie mógł zatem szukać sojuszników ani wśród reformatorów ani pragmatyków. Po zakończeniu jego kadencji zarówno Maszaei jak i inny wiceprezydent w rządzie Ahmedineżada trafili do więzienia, a za samym Ahmedineżadem zaczęły się ciągnąć oskarżenia korupcyjne i został on całkowicie wykluczony z elit politycznych. Jego próba powrotu politycznego poprzez zgłoszenie swojej kandydatury w wyborach prezydenckich w 2017 i 2021 r. została zablokowana przez Radę Strażników, która go zdyskwalifikowała.

Nie był to pierwszy przypadek dyskwalifikacji byłego prezydenta starającego się kandydować w wyborach, gdyż w 2013 r. spotkało to Akbara Haszemiego Rafsandżaniego. Niemniej w tym wypadku pretekstem był zaawansowany wiek Rafsandżaniego (79 lat), choć wielu podejrzewało, że prawdziwą przyczyną było to, że Rafsandżani mógł sięgnąć po następstwo po Chameneiu (na stanowisku rahbara), o którego złym stanie zdrowia plotkuje się już od lat. W 2016 r. Rada Strażników nie zablokowała natomiast startu Rafsandżaniego do Zgromadzenia Ekspertów. Rok później Rafsandżani zmarł, a rzekomo umierający Chamenei żyje do dziś. W 2013 r. Rada Strażników zaakceptowała 8 kandydatów w wyborach prezydenckich (2 następnie się wycofało) w tym Hasana Rowhaniego z obozu pragmatyków. Rowhani przez 16 lat (1989 – 2005) był sekretarzem Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a także (za Chatamiego) pierwszym głównym negocjatorem irańskiego programu nuklearnego. Rowhani i mianowany przez niego nowy szef dyplomacji Dżawad Zarif w ciągu niespełna 2 lat doprowadzili do podpisania porozumienia nuklearnego (JCPOA) co spowodowało wyjście Iranu z izolacji i poprawę sytuacji ekonomicznej oraz nastrojów społecznych.

Warto jednak zaznaczyć, że temu otwarciu zewnętrznemu nie towarzyszyły jakieś poważniejsze reformy wewnętrzne w Iranie liberalizujące stosunki społeczno-polityczne, gdyż Rowhani i jego ekipa to w istocie konserwatyści. Ponadto, choć w szczególności Zarif był często celem bezpardonowych ataków ze strony niechętnych JCPOA ultrakonserwatystów, a zwłaszcza obozu związanego z Sepah, to znajdował się pod ochroną rahbara. Przeciwnicy Zarifa zarzucali mu m.in. zbyt dużą poufałość w negocjacjach z amerykańskim Sekretarzem Stanu Johnem Kerrym, a także rzekomo zbyt duże ustępstwa. Niemniej nic by nie zostało zatwierdzone bez zgody Chameneia, który miał pełne zaufanie do Zarifa, który żadnym prozachodnim liberałem nigdy nie był. Lecz podobnie jak Rowhani jest głęboko wierzącym w fundamenty ustrojowe Islamskiej Republiki konserwatystą. Chamenei miał pełną świadomość lojalności Zarifa, którego zna co najmniej od 1987 r. gdy Zarif był jego tłumaczem. Dlatego, gdy po wyjściu USA z JCPOA i rozpoczęciu przez Trumpa polityki maksymalnej presji ataki konserwatystów na Zarifa się nasiliły Chamenei spowodował, że rezygnacja Zarifa ze stanowiska szefa MSZ została odrzucona w lutym 2019 r. Gdy z kolei tuż przed wyborami pojawiła się taśma, na której Zarif krytykował Sepah za konkurencyjna politykę zagraniczną (a także stwierdził, że Rosja torpedowała JCPOA bo nie jest w jej interesie zbliżenie Iranu z Zachodem) to rahbar wprawdzie publicznie skrytykował ten wywiad ale znów przeciął jakąkolwiek dyskusję o dymisji Zarifa, nie mówiąc już o innych konsekwencjach.

W tym czasie w Iranie spekulowano, że Zarif może wysunąć swoją kandydaturę na prezydenta jako główny kandydat obozu pragmatyków. Szef irańskiej dyplomacji po raz kolejny wykazał się jednak lojalnością wobec rahbara zapewne wiedząc, że decyzja zapadła i za wszelką cenę będzie forsowany wybór Raisiego. Warto przy tym dodać, że zawarcie JCPOA spowodowało, że obóz pragmatyków i reformatorów znalazł się na fali. W 2016 r. kandydaci związani z listą, na której czele stał były I wiceprezydent z czasów Chatamiego tj. Mohammad Reza Aref, zdobyła ok. 120 mandatów (na 290), podczas gdy lista konserwatystów tylko ok. 80. W 2017 r. reformatorzy wygrali kolejne wybory, tym razem lokalne. Polityka Trumpa wobec Iranu doprowadziła jednak do zablokowania tej tendencji i konsolidacji obozu władzy wokół konserwatystów i Sepah, którego rola polityczno-ekonomiczna jeszcze bardziej wzrosła. Warto przy tym zaznaczyć, że Sepah kontrolując nielegalny handel zagraniczny w pewnym sensie była beneficjentem sankcji nałożonych na Iran, a zatem JCPOA nigdy nie było w jej interesie.

Wyrazem coraz większego zaangażowania Sepah w politykę była kluczowa rola Mohammada Baqera Ghalibafa w wyborach parlamentarnych w 2020 r. Rada Strażników zdyskwalifikowała większość kandydatów pragmatyków i reformatorów, więc kandydaci związani z ultrakonserwatystami i Sepah zdominowali nowy parlament. Frekwencja była jednak niemal o 20 pktów procentowych niższa niż w 2016 r. Ghalibaf został wkrótce potem przewodniczącym parlamentu zastępując na tym stanowisku Alego Laridżaniego, który zrezygnował ze startu w wyborach parlamentarnych planując wystartować na prezydenta.

Laridżani postrzegany był jako główny potencjalny kontrkandydat Raisiego. Przez wiele lat uważany za czołową twarz obozu konserwatywnego, funkcję przewodniczącego parlamentu sprawował przez 12 lat, wcześniej pełniąc również inne ważne funkcje i był blisko rahbara. Jego brat Sadiq Laridżani był z kolei w latach 2009-2019 szefem sądownictwa, gdzie wykazywał się lojalnością wobec rahbara oraz zaangażowaniem w represje za co zresztą został objęty międzynarodowymi sankcjami. Sadeq Laridżani wymieniany był też jako potencjalny kandydat na stanowisko rahbara po śmierci Chameneia. Po odejściu ze stanowiska szefa sądownictwa został członkiem Rady Strażników a na jego miejsce przyszedł Raisi. Wkrótce potem pojawiły się oskarżenia o korupcję w okresie sprawowania funkcji przez Laridżaniego i nad tą wpływową rodziną zawisły czarne chmury. Już w sierpniu 2019 r. aresztowano jednego z wiceprezesów sądownictwa w latach 2014-2019 Akbara Tabariego. Natomiast Ali Laridżani w ostatnich latach przesunął się z obozu konserwatywnego do obozu pragmatyków, co częściowo jest związane z wzrostem politycznego znaczenia Sepah. Laridżani jest tymczasem tradycyjnym konserwatystą.

Oprócz Laridżaniego swoje kandydatury w wyborach prezydenckich zgłosił też m.in. Eszaq Dżahangiri, urzędujący I wiceprezydent Iranu, Mohsen Haszemi Rafsandżani (syn b. prezydenta), Mostafa Tadżzadeh (b. minister spraw wewnętrznych za czasów Chatamiego, później więziony), a także Ramin Mehmanparast (poprzedni ambasador Iranu w Polsce), jak również Mahmud Ahmedineżad. Szczególnym zaskoczeniem była dyskwalifikacja Laridżaniego i Dżahangiriego, co spotkało się z protestami m.in. Rowhaniego i odwołaniami do Chameneia. Rahbar przyznał wprawdzie, że nie zgadza się z tą oceną ale jej nie zmienił, choć w przeszłości to się zdarzało. Wśród kandydatów pojawiły się też osoby ściśle związane z Sepah, w szczególności gen. Hosejn Dehghan (minister obrony w latach 2013-2017), który jednak się wycofał przed zatwierdzeniem kandydatur przez Radę Strażników popierając Raisiego, co jest jasnym sygnałem, że Raisi ma poparcie tej coraz bardziej wpływowej formacji.

Wykluczenie z wyborów Laridżaniego i Dżahangiriego było bezprecedensowe, gdyż obaj są częścią elity władzy Islamskiej Republiki Iranu. Nie można tego porównywać do przypadku Ahmedineżada, gdyż ten został odstawiony na boczny tor już dawno. Rada Strażników wykazała się więc determinacją by nie było jakichkolwiek niespodzianek w wyborach i Raisi miał z góry zapewnioną wygraną, bez względu na to jaki będzie tego koszt. To może też potwierdzać determinację by Raisi został również następnym rahbarem, o czym spekuluje się od dawna. Gdyby Raisi przegrał z Laridżanim to jego szanse na taki wybór byłyby bardzo wątpliwe, wzrosłyby natomiast szanse Sadika Laridżaniego. Ostatecznie do wyborów dopuszczono siedmiu kandydatów (5 konserwatystów, 1 z obozu  pragmatyków i 1 z obozu reformatorów), niemniej 3 z nich wycofało się (w tym kandydat reformatorów Mohsen Mehralizadeh, który poparł pragmatyka Abdolnasera Hemmatiego). Jednakże zarówno Mehralizadeh jak i Hemmati są politykami mało znanymi i nie stanowili poważnej konkurencji dla Raisiego.

Bezprecedensowa skala dyskwalifikacji dokonana przez Radę Strażników może sygnalizować odejście od wewnętrznego pluralizmu Islamskiej Republiki na rzecz absolutnej dominacji Sepah i ultrakonserwatywnych polityków. Warto jednak pamiętać, że odchodząca ekipa Rowhaniego to również konserwatyści przeciwni jakimkolwiek głębszym reformom w kraju, natomiast widzący konieczność otwarcia się Iranu na współpracę z Zachodem dla dobra Islamskiej Republiki. Ponadto polityka ta nie byłaby możliwa bez zgody rahbara, który nadal będzie odgrywał kluczową rolę. Otwartą kwestią jest też to jak władze Iranu, w tym nowowybrany prezydent Raisi, zareagują na katastrofalnie niską frekwencję. Irańskie media przed wyborami prowadziły kampanię wzywającą obywateli do głosowania, a po wyborach ogłosiły „sukces”. Prezydent Rowhani nazwał frekwencję „epicką”, co zresztą wskazuje na to, że odchodząca ekipa nie jest odsuwana na boczny tor tak jak to było z Ahmedineżadem. Niemniej deklaracje władz dot. frekwencji były sprzeczne z liczbami podanymi przez te same władze.

Jednak informacje na temat samych wyników wyborów zostały zepchnięte na margines. Trudno się temu dziwić. Frekwencja wyniosła niespełna 49 % i była najniższa w historii Islamskiej Republiki Iranu, w tym o 25 pktów procentowych niższa niż w poprzednich. Dodatkowo odnotowano rekordową liczbę głosów nieważnych (ponad 4 mln, tj. 14,4 % oddanych głosów) co powoduje, że realna frekwencja wyniosła 42 %. Raisi natomiast zdobył 30 % głosów wszystkich uprawnionych, co również jest najgorszym wynikiem w historii Islamskiej Republiki i zaledwie o 2 pkty procentowe więcej niż w poprzednich wyborach gdy przegrał z Rowhanim. Dotąd najgorszym wynikiem był wynik Rafsandżaniego w 1994 r. gdy uzyskał on 31,5 % uprawnionych do głosowania.

Teoretycznie władze Iranu, w tym sam Raisi, nie muszą specjalnie przejmować się brakiem społecznego poparcia. Raisi ma bowiem poparcie Sepah i zdominowanego przez ultrakonserwatystów parlamentu. Niemniej w takiej sytuacji forsowanie jego kandydatury na rahbara może napotkać na silny opór wśród religijnych elit, zwłaszcza, że również jego kwalifikacje jako duchownego budzą wątpliwości. Oczywiście Chamenei może też żyć jeszcze długo więc rozważania na temat wyboru rahbara są spekulacjami. Jednakże władze mogą również uznać za konieczne jest odbudowanie społecznego poparcia, a temu służyłby niewątpliwie jakiś wielki sukces nowego prezydenta, który wpłynąłby na poziom życia Irańczyków. Dlatego można się spodziewać, że mimo oporu ze strony Sepah i części ultrakonserwatystów Raisi będzie kontynuował politykę poprzedników w kwestii JCPOA i jego reaktywacji.

Konserwatyzm nowego prezydenta odnośnie kwestii wewnętrznych oraz to że jest objęty amerykańskimi sankcjami za swoją rolę jako szefa sądownictwa nie muszą mieć przy tym większego znaczenia. Raisi w czasie kampanii wyborczej podkreślił zresztą, że jego rząd będzie przestrzegał JCPOA w wersji zaakceptowanej przez rahbara (oczywiście po wcześniejszym zniesieniu sankcji przez USA). Można też się spodziewać, że Raisi będzie odczuwał mniejszą presję w negocjacjach ze strony oponentów JCPOA, jako osoba reprezentująca ten obóz. Pragmatycy znajdowali się pod ciągłą presją i związanymi z nią oskarżeniami o zdradę.

Warto też dodać, że w kampanii prezydenckiej Raisi nie odrzucił kwestii implementacji w Iranie pod jego rządami wymogów wynikających z paryskiej umowy FATF (Financial Action Task Force), dotyczącej prania brudnych pieniędzy co jest warunkiem włączenia Iranu w system międzynarodowej bankowości. Można się jednak również spodziewać, że wybór Raisiego będzie wykorzystany przez przeciwników JCPOA po drugiej stronie tj. w szczególności Republikanów oraz Izrael. Nowe władze Izraela już wezwały USA do „obudzenia się” podkreślając fakt, że Raisi jest objęty amerykańskimi sankcjami. Tyle, ze warto jeszcze raz podkreślić, iż mają one związek z kwestiami wewnętrznymi Iranu, wobec których stosunek Raisiego niewiele odbiega od tego jaki charakteryzuje lub charakteryzował polityków pragmatycznych: Rowhaniego, Zarifa, Rafsandżaniego czy Laridżaniego. Ponadto to właśnie odejście od JCPOA i polityka maksymalnej presji doprowadziła do zaostrzenia represji wewnętrznych w Iranie.

Reklama
Reklama

Komentarze