Lidia Gibadło: Na Białorusi doszło do fali protestów na dość dużą skalę. Jakie są ich przyczyny?
Witold Jurasz: Wszystko wskazuje na to, że protesty są wywołane przez nienajlepszą, aczkolwiek nie tak katastrofalną, jak niektórzy w Polsce to przedstawiają, sytuację ekonomiczną. Na nią nałożył się wyjątkowo prowokacyjny w stosunku do najaktywniejszej części społeczeństwa dekret nr 3, który uderza w ludzi zajmujących się małym handlem, czy też pracujących czasowo w Rosji, w Polsce i w innych krajach. Natomiast demonstracje nie mają takiego potencjału, jak wróży radykalna opozycja oraz jej zwolennicy w Polsce, a przyczyną tego jest fakt, że opozycja jest niezwykle słaba i to różni sytuację białoruską od sytuacji ukraińskiej. Dowodem słabości protestów jest to, że na ulice wyszło mniej więcej do 2 tys. ludzi („Washington Post" podaje, że ledwie 700). Oczywiście niektórzy mówią, że Białorusini przestali się bać i rzeczywiście można skonstatować, że zaczęli protestować nie tylko w Mińsku. Ale to nie zmienia faktu, że jeżeli w 2010 r. w stolicy na ulice wyszło ok. 25 - 40 tys. osób, a teraz 1 - 2 tys., to wyciąganie z tego wniosku, że Białorusini przestali się bać, jest swego rodzaju brawurą intelektualną.
Ale skoro te protesty nie są tak liczne jak demonstracje z 2010 r., to skąd tak zdecydowana reakcja władz?
Aleksander Grigoriewicz różni się tym od Wiktora Janukowycza i, choć to nietypowe porównanie, od szacha Iranu, że postanowił użyć siły, kiedy jeszcze ją ma, a nie jak dwaj wymienieni panowie, kiedy władza de facto wymyka mu się z rąk. Myślę, że Aleksander Łukaszenka uznał, że jeśli dziś na ulice wyjdzie 2 tys. ludzi i oni, przepraszam za brutalność, nie zostaną rozpędzeni z użyciem milicyjnych pałek, choć w tym przypadku nie dochodziło do tak wielu aktów przemocy, a częstsze były zatrzymania, to następnego dnia demonstrować może 5 tys. ludzi, a jeszcze kolejnego 25 tys. W związku z tym postanowił od razu pierwszego dnia zareagować bardzo brutalnie. To jest skądinąd pytanie, czy gdyby Wiktor Janukowycz od razu równie stanowczo i skutecznie (a nie tylko brutalnie) spacyfikował demonstrację studentów, Majdan na Ukrainie nie obumarłby zanim na dobre się narodził.
Ze strony prezydenta Łukaszenki pojawiły się sugestie, że demonstranci są finansowani ze środków litewskich i polskich.
Aleksander Łukaszenka w ogóle powiedział kilka dość ciekawych rzeczy. Proszę zwrócić uwagę, że w zasadzie poza tym jednym oświadczeniem w białoruskich mediach nie pojawiła się jakaś nadmiernie antypolska kampania. Co więcej wczoraj pojawiły się informacje o zatrzymaniu dwóch uzbrojonych obywateli Rosji. To byłaby wskazówka idąca w drugą stronę. Jeśli chodzi o wypowiedzi dotyczące Polski, Łukaszenka powiedział, że pieniądze szły "przez Polskę", a nie "z Polski", a to jest różnica. Co prawda niektórzy są krytyczni i mówią, że nie warto wsłuchiwać się w to, co mówi prezydent Białorusi, natomiast ja jestem absolutnie przeciwnego zdania i uważam, że należy zwracać uwagę na to, co on mówi.
W komentarzach wskazuje się na konieczność wspierania opozycji na Białorusi.
Ja, będąc zwolennikiem dialogu z reżimem, nigdy nie mówiłem, że należy opozycję zostawić zupełnie samą sobie. Problem polega na tym, że Polska wspiera głównie opozycję radykalną, która wprost wzywa do obalenia Aleksandra Łukaszenki. To czyni naszą politykę całkowicie niespójną i niewiarygodną. Już pomijam, że jeśli dajemy komuś pieniądze to ów ktoś powinien chyba grać naszą, a nie cudzą melodię. No chyba, że my nie mamy polityki zagranicznej.
Skądinąd gdy mówimy o pieniądzach kierowanych do opozycji, to odezwały się głosy, że nie wolno o nich mówić, bo oznacza to pomaganie reżimowi. Problem polega na tym, że reżim o nich i tak wie. To jest tajemnica poliszynela. W opozycji, a jest ona w dalszym stopniu zinfiltrowana przez KGB, każdy wie, kto dostaje ile pieniędzy. Nie może być tak, że robi się tajemnicę z czegoś, co tajemnicą nie jest, ale za to owa rzekoma tajemnica używana jest jako zasłona dymna dla działań, których nikt nie kontroluje, działań niezgodnych z interesami narodowymi RP i wreszcie działań nieprzejrzystych, za to bardzo korzystnych dla określonego kręgu ludzi. Realnie jest tak, że my nie rozmawiamy między sobą na temat naszej polityki w stosunku do Białorusi, a czas żeby w końcu o tym rozmawiać. Polska nie może składać się z udzielnych księstw, gdzie pewne grupy towarzyskie opanowały politykę w stosunku do Ukrainy, a inne w stosunku do Białorusi, jeszcze inne w stosunku do Rosji etc. Prowadzi się bezrefleksyjne działania, popełnia się raz na kilka lat dokładnie te same błędy, a następnie ci sami ludzie dalej prowadzą politykę, tylko, że teraz pod nową – pisowską - flagą. To musi się skończyć, bo naprawdę nie możemy wiecznie przegrywać.
To, co dzieje się na Białorusi, ma wpływ na bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO?
Nie, ponieważ demonstracje nie miały dużej skali. Są oczywiście pewne wskazówki, które mogą świadczyć o pewnym procesie dogadywania się Aleksandra Łukaszenki z Kremlem i wówczas będzie miało to przełożenie na manewry Zapad, ale myślę, że jest tutaj zbyt mało danych, żeby wyciągać jakieś daleko idące wnioski.
Rosja wydaje się nie reagować zbyt aktywnie na protesty na Białorusi.
Pamiętajmy przy tym, że dla Rosji idealnym scenariuszem jest wywołanie w reżimie w Mińsku wrażenia, że ewentualne działania skierowane przeciw niemu finansowane są z Zachodu. Warto wiedzieć bardzo dokładnie z kim więc gramy, żeby nie okazało się, że niby z siłami prozachodnimi, ale „w realu” z FSB albo GRU.
Obecnie Rosja ustawia się w pozycji "dobrego wujka", bo liczy na to, że Zachód ustawi się jako ten zły i wówczas naturalnym kierunkiem dla Białorusi jest jeszcze ściślejszy związek z Rosją. Problem polega na tym, żebyśmy nie odegrali wymarzonego scenariusza Moskwy, bo jeżeli za protestami stoi Rosja, to z całą pewnością Kreml liczy na to, żebyśmy wyzerowali kontakty z Mińskiem. Tutaj pozostaje sobie życzyć, żeby wyroki, które będą wydawane dla opozycjonistów były symboliczne.
Dużo ciekawsze od reakcji rosyjskiej było postępowanie Stanów Zjednoczonych. W przeddzień Dnia Wolności, czyli tradycyjnej, corocznej demonstracji opozycji odbywającej się 25 marca, amerykańska ambasada, która była przecież absolutnie świadoma tego, że szykuje się po pierwsze demonstracja, a po drugie jej pacyfikacja wydała oświadczenia mówiące o tym, że Aleksander Łukaszenka dostał zaproszenie do złożenia wizyty w USA. W języku dyplomacji, nie sam fakt, ale czas poinformowania o tym jest bardzo jednoznacznym sygnałem wsparcia. Pomijając najgorszy scenariusz, w którym Białoruś ponownie zaczyna rozmawiać wyłącznie z Rosją, obawiam się takiego, w ramach którego w relacjach z Zachodem dialog będzie się toczył, ale to nie my będziemy grali w nim jakąś większą rolę. To jednak zależy od nas samych i oczywiście od Białorusinów. To nie jest tak, że podoba mi się pacyfikowanie opozycji, bitych ludzi mi rzecz jasna żal, ale polityka w cieniu Rosji jest taka, a nie inna, a interesy narodowe muszą być analizowane na zimno.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Lidia Gibadło.
Witold Jurasz, Prezes Ośrodka Analiz Strategicznych, prowadzący program „Prawy do Lewego” w Polsat News2. Były pracownik Zakładu Inwestycji NATO, dyplomata w Moskwie oraz chargé d’affaires RP na Białorusi.
Kos
Bardzo ciekawa rozmowa. Przestańmy traktować Łukaszenkę jak Kadafiego, bo zaraz będziemy mieli za granicą, drugą Libię. To byłoby w interesie Rosji i może Niemiec, ale czy naszym? Przewiduję wyraźne ocieplenie Białorusi z USA (zięć prezydenta - Kushner, zrobi swoje). Tak w ogóle to idzie to w kierunku Miedzymorza, i jakby na to nie zrzymali się przedstawicieli partii jawnie proniemieckich w Polsce, to staje się to realne w obliczu zainteresowania tą ideą amerykańskiego lobby żydowskiego. To taki sentymentalizm trzeciego pokolenia, które chętnie pozna ziemię ich praojców (to przecież tu narodził się chasydyzm) , a jakby to jeszcze np połączyć z prywatyzacją przemysłu białoruskiego????
Piżmoszczur
Z tą prywatyzacją przemysłu białoruskiego to ciekawa teza, szczególnie energetyka i nafta. Tylko czy mamy tyle kasy. No i casus Możejek też nie zachęca.
Ernest Treywasz
Jeśli Łukaszenka broni się z taką determinacją przed moskiewskim dyktatem to z całą pewnością nie dopuści do sytuacji, w której pod parawanem "Międzymorza" jego kraj staje się jakąś kolonią wydaną na pastwę bezwzględnej, żydowskiej eksploatacji. Przykłąd Ukrainy jest tu zbyt wymowny a w świadomości historycznej narodów wywodzących się z I Rzeczypospolitej pozostało wspomnienie z czego i w jaki sposób utrzymywał się Jankiel... Jankiel płacił szlacheckiemu dworowi rentę, ale teraz będzie ją raczej płacił miejscowym postkomunistycznym bezpiekom - tej "nowej szlachcie". Póki Polacy nie odrobia pracy domowej z historii, czym była dla nie-szlacheckiej społeczności I Rzeczpospolita, puty nie mamy żadnych podstaw do prowadzenia jakiejkolwiek polityki wschodniej, o "jagiellońskiej" nie wspominając. Pomysły na "powrót Jankiela" na dawne ziemie (pózniej rosyjską strefę osiedlenia) sa dla naszych krajów równie atrakcyjne jak powrót ruskiego knuta. Jak nie dżuma to cholera.
Marek1
Nareszcie ktoś realnie i należnym dystansem komentuje ostatnie wydarzenia na Białorusi. Jakże trafna uwaga Autora - "no chyba, że my nie mamy polityki zagranicznej" ... otóż niestety jej NIE MAMY(również w odniesieniu do Białorusi). No bo przecież NIE można nazywać polityką zagraniczną kompletnie niespójnego, pełnego chaosu i nierzadko sprzecznych sygnałów impulsywnego reagowania na różne wydarzenia przez kierownictwo obecnego MSZ. Polityka to zdolność kreowania/przewidywania zdarzeń na danym kierunku geograficznym, a nie wyłącznie reagowania na nie z mniejszym lub większym zaskoczeniem. No ale mamy "u steru" kogo mamy, więc pomarzyć jedynie póki co można ...