Reklama

Geopolityka

Referendum w Turcji: Zwycięstwo i znak słabości Erdogana [ANALIZA]

Fot. tccb.gov.tr
Fot. tccb.gov.tr

Wynik tureckiego referendum, zgodnie z którym zmiany w konstytucji zostały zatwierdzone niewielką przewagą głosów, nie jest zaskoczeniem. Wobec masowych doniesień o nieprawidłowościach można jednak powątpiewać czy odzwierciedla on prawdziwą wolę tureckich wyborców. Reakcja Europy na ten wynik powinna być wstrzemięźliwa, zwłaszcza, że w Turcji i tak niewiele się już może zmienić - pisze Witold Repetowicz. 

Od ponad dwóch lat cała wewnętrzna polityka Turcji była nastawiona na jeden cel – zmianę konstytucji i wprowadzenie w Turcji tzw. systemu prezydenckiego. Trudno tu mówić o klasycznym systemie prezydenckim, gdyż zmiany jakie zostały wprowadzone w Turcji naruszają zasadę trójpodziału władz i dlatego opozycja wobec Erdogana nazywa ten system „sułtańskim”. Najbardziej kontrowersyjne zmiany dotyczą przyznania uprawnień legislacyjnych prezydentowi, przy jednoczesnym ograniczeniu uprawnień kontrolnych parlamentu wobec władzy wykonawczej. Wprawdzie parlament może zmienić prawo ustanowione przez prezydenta własną legislacją w odniesieniu do tego samego przedmiotu, jednak nie może unieważnić dekretu prezydenckiego.

Teoretycznie zakres przedmiotowy jaki może być regulowany przez dekrety prezydenta jest ograniczony jednak i to może podlegać interpretacji, a ostatnie 2 lata pokazały że Erdogan ma skłonność do rozszerzającej interpretacji swych kompetencji. Te regulacje mogą też doprowadzić do sporu konstytucyjnego, w którym prezydent ma z góry zagwarantowaną przewagę, gdyż może rozwiązać parlament. Wprawdzie w takiej sytuacji również i jego kadencja ulega skróceniu, jednak może w ten sposób zniweczyć potencjalną możliwość zmiany swojego dekretu przez parlament. Ponadto decyzje podjęte na podstawie dekretu prezydenckiego i tak pozostaną skuteczne, a prezydent może ponownie wydać dekret w podobnym zakresie.

Można też powątpiewać w to, że w dającej się przewidzieć przyszłości parlament, wybierany wraz z prezydentem, wejdzie w ostry spór z głową państwa. Z całą pewnością nie jest to realne w odniesieniu do obecnego składu parlamentu. Nowe zapisy konstytucyjne co najmniej mocno ograniczają (o ile nie niweczą) niezależność wymiaru sprawiedliwości, stanowiąc że Najwyższa Rada Sędziów i Prokuratorów (HSYK) jest powoływana wyłącznie przez prezydenta i parlament, a nie tak jak dotychczas, w większości przez samych sędziów i prokuratorów. Warto dodać, że wymiar sprawiedliwości do ubiegłorocznego puczu w zasadzie zachował daleko idącą niezależność wobec narastającego autorytaryzmu Erdogana, choć jego bezstronność też budziła wątpliwości (z uwagi na wpływy kemalistowskie i gulenistowskie).

Aresztowania po puczu mocno zmieniły sytuację, jednak wciąż w wymiarze sprawiedliwości znajduje się pewien potencjał niezależności. Teraz prezydent może obsadzić swymi ludźmi HSYK i poprzez ten organ wywierać skuteczniejszy nacisk na sędziów. Nowa konstytucja likwiduje też urząd premiera, a rząd nie jest już wybierany lub odwoływany przez parlament, lecz powoływany przez prezydenta i tylko przed nim odpowiada. Prezydent mianuje też wszystkich ważniejszych  urzędników.

Parlament pozbawiony został też prawa impeachmentu prezydenta i może jedynie skierować sprawę przeciwko niemu do Sądu Najwyższego (podejmując decyzję większością 2/3 swego składu) i dopiero ten może uznać prezydenta winnym przestępstwa, skracając w ten sposób jego kadencję. Regulacje te oznaczają więc, że turecki „system prezydencki” bardzo różni się od np. amerykańskiego, gdzie parlament ma znacznie większe kompetencje kontrolne (np. dotyczące zatwierdzania prezydenckich nominacji członków rządu). Zmianie nie uległ natomiast wielokrotnie krytykowany próg wyborczy do parlamentu (10 %). Warto też dodać, że (przynajmniej teoretycznie) konstytucja daje Erdoganowi możliwość sprawowania władzy do 2034 r. Co prawda mowa jest w niej o dwóch pięcioletnich  kadencjach ale jeśli parlament zostanie rozwiązany nawet na miesiąc przed upływem drugiej kadencji to prezydentowi przysługiwać będzie trzecia, pełna kadencja (nie licząc obecnej).

Erdogan został wybrany na urząd prezydenta Turcji w pierwszych w tym kraju powszechnych wyborach prezydenckich w sierpniu 2014 r. Wcześniej przez ponad 11 lat sprawował urząd premiera. W tym czasie kompetencje władzy wykonawczej znajdowały się w rekach premiera, a prezydent miał funkcje reprezentacyjne. Tak było zgodnie z dotychczasową konstytucją i dlatego już kilka miesięcy po swoim wyborze na prezydenta Erdogan wskazał zmianę tego stanu rzeczy jako priorytet. Opozycja zgodnie jednak odrzucała koncepcję wprowadzenia systemu prezydenckiego w Turcji.

Trudno było jednak mówić o jedności opozycji, gdyż reprezentowana ona była przez trzy nurty, których cele były ze sobą całkowicie sprzeczne: kurdyjską HDP dążącą do decentralizacji, kemalistowską CHP dążącą do utrzymania status quo i nacjonalistyczną MHP, której priorytetem była walka z Kurdami. Do połowy 2015 r. istniały przy tym spekulacje, że dojdzie do układu między Erdoganem a kurdyjską HDP i Kurdowie poprą wprowadzenie systemu prezydenckiego, w zamian za ustępstwa w kwestii kurdyjskiej. O tym, że taka możliwość istniała jeszcze po czerwcowych wyborach w 2015 r. mówił między innymi prezydent Regionu Kurdystanu w Iraku Masud Barzani. Trudno jednak powiedzieć na ile te spekulacje odzwierciedlają stan faktyczny.

Niemniej HDP pozostało konsekwentne w swym sprzeciwie wobec zmian konstytucyjnych forsowanych przez Erdogana, co doprowadziło do wznowienia wojny między wojskiem tureckim i partyzantką kurdyjską PKK. W 2015 r. odbyły się dwukrotnie wybory parlamentarne w Turcji. Przyczyna „powtórki” wyborczej było to, że w pierwszych wyborach partia  Erdogana AKP nie tylko nie uzyskała większości konstytucyjnej ale straciła też większość pozwalającą jej na samodzielne rządy. Wtedy Erdogan zapowiedział już, że dowodem na konieczność zmiany konstytucji jest to, że i tak wykonuje on kompetencje, których ona mu nie daje. 

Ówczesny premier Ahmet Davutoglu był posłuszny wobec Erdogana, jednak do połowy 2015 r. nie brakowało w rządzącej partii polityków sprzeciwiających się autorytaryzmowi prezydenta (m.in. ówczesny wicepremier Bulent Arinc). Na przestrzeni 2015 r. przeprowadzono jednak czystki wewnętrzne w AKP, w wyniku których usunięto całą realną i potencjalną opozycję wobec Erdogana. Przy okazji usuwano też zwolenników Fethullaha Gulena z AKP, których jeszcze do niedawna było bardzo wielu w tej partii. Ostatnim akordem było usunięcie samego Davutoglu, gdyż mimo swej uległości wobec Erdogana nie zaliczał się do kręgu forsującego kult jednostki w stosunku do tureckiego prezydenta.

Najbardziej kontrowersyjne zmiany w konstytucji zatwierdzone w referendum dają podstawę prawną dla kompetencji jakie Erdogan i tak już sobie przyznał. Od połowy 2015 r. Turcja, w której swobody obywatelskie i tak pozostawiały wiele do życzenia, odchodziła w ekspresowym tempie od podstawowych zasad demokracji. Brutalność z jaką wojsko pacyfikowało kurdyjskie miasta domagające się autonomii, tysiące zabitych i setki tysięcy pozbawionych dachu nad głową, były równie szokujące co obojętność wobec tych zdarzeń ze strony międzynarodowej opinii publicznej. Po lipcowym puczu represje i ograniczenia demokracji osiągnęły kolejny, wyższy poziom.

Tysiące osób zostało aresztowanych, w tym kilkunastu deputowanych z kurdyjskiej HDP z liderami tej partii Selahattinem Demirtasem i Figen Yuksekdag włącznie. Praktycznie zlikwidowano też wolność prasy. W raporcie Freedom House na temat wolności w 2016 r. Turcja zaliczyła drastyczny spadek ratingu, zbliżający ją do grona dyktatur i monarchii absolutnych. Zmiana konstytucji jest zatem już tylko prawnym przypieczętowanie tego co i tak faktycznie nastąpiło w Turcji wiele miesięcy temu tj. wprowadzenia erdoganistowskiej dyktatury. Również fakt, iż referendum nie było uczciwe jest naturalną konsekwencją procesów zachodzących w Turcji od połowy 2015 r.

W trakcie kampanii referendalnej przeciwnicy zmiany konstytucji byli nazywani terrorystami i zdrajcami, a zwolennicy Erdogana grozili wojną domową w przypadku zwycięstwa opcji NIE. Zebrano również ogromną liczbę dowodów na fałszerstwa w procesie głosowania i liczenia głosów. Cóż jednak z tego? Wojna domowa i tak toczy się na części terytorium Turcji i kraj ten od wielu miesięcy nie jest demokracją.

Ta ostatnia konstatacja skłania do pytania o to co powinna zrobić Europa. Odpowiedź jest złożona. Jeśli bowiem będziemy traktować Turcję jako kandydata do Unii Europejskiej to przebieg i wynik referendum powinien budzić sprzeciw i potępienie ze strony organów UE i państw członkowskich. Jeżeli jednak uznamy, że Turcja należy do świata Bliskiego Wschodu to kwestia tego czy panuje w niej demokracja i wolność może być drugorzędna dla Europy. Dlatego też jednoznaczne odrzucenie perspektywy członkostwa Turcji w Unii Europejskiej jest warunkiem urealnienia stosunków UE-Turcja.

W takim wypadku dla Europy ważniejsze powinno być to by w Turcji zakończona została wojna domowa (wojska z kurdyjską guerillą), gdyż daje ona możliwości wywierania politycznego nacisku na Turcję przez Rosję, a także jest potencjalnym generatorem napływu uchodźców do Europy. Ponadto w interesie Europy jest skłonienie Turcji do zaprzestania wrogich wobec niej działań takich jak szantażowanie nową stymulacją napływu migrantów, czy też próby destabilizacji wewnętrznej niektórych krajów europejskich z dużą mniejszością turecką (np. Niemiec, Holandii czy Austrii) przez aktywizację w tych krajach tureckiej agentury oraz ugrupowań o charakterze terrorystycznym (takich jak Szare Wilki czy inne ekstremistyczne bojówki nacjonalistów i dzihadystów tureckich). Turcja musi również zwolnić więzionego przez siebie dziennikarza mającego obywatelstwo niemieckie oraz amerykańskiego pastora, wobec których zarzuty mają charakter polityczny. Zmiana konstytucji tureckiej w tej hierarchii interesów Europy jest zupełnie nieistotna.

W ostatnich miesiącach Erdogan zaostrzył retorykę i prowokacyjne działania wymierzone w Europę. Było to jednak dość jednoznacznie obliczone na użytek wewnętrzny tj. pokazania swej rzekomej siły. Ostatnie miesiące to bowiem pasmo porażek Erdogana w polityce międzynarodowej oraz pogarszająca się kondycja ekonomicznej kraju. Wywołanie wrażenia, że europejscy przywódcy boją się i są ulegli wobec tureckiego przywódcy miało więc odwrócić uwagę od tych problemów. Nie jest obecnie jasne czy Erdogan dokona zwrotu w swej polityce i spróbuje naprawić stosunki z Europą.

Z jednej strony Turcja potrzebuje wsparcia Europy z uwagi na narastający w niej kryzys wewnętrzny. Erdogan powinien mieć też świadomość, że jego ostatnie działania wzmocniły sprzeciw wobec dotychczasowej europejskiej polityki uległości wobec Turcji i głosy, że należy zaostrzyć kurs wobec Ankary są coraz wyraźniejsze. Jeśli prezydent rzeczywiście podejmie teraz kroki w kierunku naprawienia stosunków Turcja-UE to zmiana konstytucji tureckiej powinna być ostatnią rzeczą, która mogłaby temu przeszkadzać. Europa powinna jednak być stanowcza tam gdzie Turcja narusza jej bezpieczeństwo i interesy. Również problem kurdyjski nie jest już wewnętrzną kwestia Turcji z uwagi na liczebność diaspory tureckiej i kurdyjskiej w Europie oraz skutki, jakie walki turecko-kurdyjskie wywierają na relacje między tymi społecznościami w Europie.

Nie jest jednak takie oczywiste, że Erdogan zmieni swe podejście do relacji turecko-europejskich. Wynika to z kilku czynników. Wygrana w referendum była minimalna, oparta na naruszeniach i opozycja tego wyniku po prostu nie uzna. To z kolei oznacza, że w Turcji atmosfera konfrontacji będzie narastać i turecki prezydent będzie znowu potrzebował wrogów zewnętrznych. Ponadto nie bez znaczenia jest tu charakter Erdogana, który niekoniecznie skłaniać go będzie do racjonalnych działań, zwłaszcza, że jest on obecnie otoczony przez ludzi bezwzględnie mu posłusznych, którzy nie zdecydują się na sugerowanie określonych korekt w polityce wewnętrznej czy zewnętrznej.

Również w relacjach wewnętrznych, osiągnięcie przez Erdogana jego celu, do którego dążył przez ostatnie 3 lata, mogłoby skłonić go do wznowienia rozmów pokojowych z PKK i uregulowania problemu kurdyjskiego. Mimo, że byłoby to działanie racjonalne to nie wydaje się zbyt prawdopodobne. Wynik referendum pokazuje bowiem również to, że popularność Erdogana w Turcji słabnie, mimo że propaganda rządowa w ostatnich miesiącach stwarzała wrażenie zupełnie odwrotne. Stłumienie puczu miało jakoby zjednoczyć naród wobec swojego przywódcy.

Tymczasem mimo uruchomienia całej machiny państwowej do kampanii referendalnej za zmianami, a także blokowania kampanii przeciwników, wreszcie fałszerstw, głosów za opcją TAK padło tylko o niespełna 2 punkty procentowe więcej od poparcia jakie AKP uzyskała w wyborach parlamentarnych w listopadzie 2015 r. Tyle, że zmianę konstytucji poparło też nacjonalistyczne MHP (poza frakcją rozłamową), które w wyborach uzyskało prawie 12 % głosów, a także kilka mniejszych partii. Erdogan przegrał m.in. w Stambule i Ankarze, gdzie (w obu wypadkach) poparcie dla zmian było mniejsze niż poparcie dla AKP w listopadzie 2015 r. Zdecydowanie większe poparcie dla nowej konstytucji, w stosunku do liczby głosów oddanych na AKP wyborach parlamentarnych, odnotowano natomiast w prowincjach kurdyjskich, gdzie kontrola głosowania praktycznie nie istniała.

Nowa konstytucja stanowi, że najbliższe wybory odbędą się 3.11.2019 r., chyba że ogłoszone zostanie przyśpieszone głosowanie. To dużo czasu, jednak Erdogan powinien mieć świadomość, że bardziej prawdopodobny jest spadek jego popularności, a nie wzrost, bo niewiele wskazuje na to by mógł spełnić liczne obietnice wzrostu międzynarodowego znaczenia Turcji jakie złożył swemu elektoratowi. Również perspektywy gospodarcze kraju są nie najlepsze. Tymczasem bez nacjonalistycznego elektoratu MHP poparcie dla Erdogana byłoby prawdopodobnie najniższe od czasów przejęcia przez niego władzy. Dlatego zmiany kursu politycznego wobec Kurdów też zapewne nie będzie, a Turcja będzie raczej dalej grzęznąć w problemach zewnętrznych i wewnętrznych. 

Witold Repetowicz

Reklama
Reklama

Komentarze (9)

  1. Youkai20

    Erdogan dąży do absolutyzmu, nie wydaje mi się, aby w dającej się przewidzieć przyszłości zmienił swoje stosunki z państwami Europejskimi na lepsze. Sądzę, że Turcja pod rządami Erdogana prędzej opuści struktury Nato, w ten sposób likwidując resztki "wpływu Europejskiego" na swoją politykę wewnętrzną oraz zagraniczną, niż dołączy do UE (i będzie musiała przestrzegać panującego w niej prawa).

    1. Swarożyc

      Gdy Turcja Erdogana wyjdzie z NATO, pewnie zaraz sie pochwali że ma bamby nuklearne. Niby w obawie przed Iranem, a w zasadze przed wszystkomi jak to teraz robi Korea. Tymbardziej że Erdogan sklanie sie do islamizacji Turcji.

  2. leming

    Etam, a dlaczego Erdogan ma się przejmować problemami ekonomicznymi ? Ma przecież swoje zielone ludziki na greckich wyspach na morzu Egejskim, są ich tam tysiące, i nie wiadomo dlaczego są nazywani ucieknierami od wojny..A więc w razie problemów odpali dalszy napływ imigrantów i atmosferę wojenną i wszyscy turcy będą musieli zostać patriotami. A co na to NATO ? A gdy turcy odpalili akcje podziału Cypru, to co na to NATO ?

  3. Konrad

    Jak to możliwe ze ludzie głosują przeciwko swojej wolności, przeciwko swoim prawom obywatelskim, przeciwko prawu do wybierania władzy, przeciwko prawu do niezawisłych sadów,przeciwko prawu do korzystania z wolnych mediów? Wszystkie te prawa chętnie oddają za obietnice jakiegoś wodza ze wprowadzi karę śmierci, ze wyrzuci obcych i zlikwiduje elity i ze wszyscy będą zarabiać powyżej średniej krajowej. I ludzie naprawdę w to wierzą. Co oni mają w głowach? Czy to nienawiść i frustracja odbiera im rozum?

    1. ret

      wystarczy rozejrzeć się wokół

  4. patriota

    Zmiana konstytucji w Polsce bardzo potrzebna (pieniądze na wydatki socjalne i zbrojeniowe np. z likwidacji Senatu, lub zmniejszenia o 1/5-1/4 liczby posłów w sejmie, zwiększenie udziału i odpowiedzialności obywateli w procesie legislacyjnym). Ciekawe jak Polacy zagłosowaliby w referendum: za zmianą systemu na prezydencki, czy tez za zwiększeniem uprawnień parlamentu....

    1. Max Mad

      Jakoś tak nie za bardzo mamy ciągoty do dyktatury więc raczej na NIE. Ale jak ci ona taka miła to wiesz, Turcja stoi otworem.

    2. otgees

      Tylko jak się mają oszczędności liczone w dziesiątkach milionów złotych do wydatków liczonych w dziesiątkach miliardów złotych ?

  5. docent

    Hitler przed objęciem kanclerstwa (czyli de dacto przed objęciem dyktatury, bo sprawy ku temu potoczyły się już bardzo szybko) też nie uzyskał w wyborach jakichś oszałamiających wyników, a nawet stracił część głosów w stosunku do poprzednich. Ale to mu w niczym nie przeszkodziło, skoro już dorwał się do władzy.

  6. Student

    A pomyśleć, że nie tak dawno Turcja była w miarę stabilnym i prężnie rozwijającym się krajem (nawet 10% wzrost PKB, drugi najwyższy współczynnik po Chinach). Niestety dziś to państwo mało stabilne i potencjalny problem dla UE oraz stosunkowa destabilizacja struktur NATO i nic nie świadczy, że będzie lepiej...

    1. Marek

      Ale to było łatwe do przewidzenia już w chwili, kiedy Turcja rozpoczęła "demokratyzację" w ramach dostosowywania się do UE. W takich krajach jak ten, więcej demokracji bardzo szybko zamienia się w więcej islamu. Nic dziwnego więc w tym, że przy pomocy europejskich pięknoduchów, w Turcji pragmatycznych wojskowych zastąpił ysalamir. Moim zdaniem to są dopiero początki, bo człowiek ten i jego świta spokojnie na czterech literach nie usiedzą. A mimo mikroskopijnego zwycięstwa w referendum raczej marne szanse na zmiany, bo ci, który mogliby je zrobić już siedzą w ciupach.

  7. dimitris

    Tureccy przedstawiciele władzy, od pewnego czasu, zrobili się wobec Grecji skrajnie aroganccy. Morze Egejskie i stokilkadziesiąt wysp określają już jako znajdujące się pod grecką okupacją, oczywiście posiadane nielegalnie, tureckie wody terytorialne i strefę ekonomiczną itd. Ostatnio, w tureckich wystąpieniach, pojawiły się też teksty o ponownym "wrzuceniu Greków do morza, jak w 1922", a Erdogan zwierzał się w telewizji ze swego bólu serca, jak może pozostawać poza granicami Ojczyzny miasto tak historycznie, najgłębiej tureckie, jak Saloniki ? Grecy, wobec tureckiego referendum, zajmowali postawę wyczekującą, nie chcąc żadnej ze stron "nakręcać" dodatkowo. Ale teraz wypuścili "przeciek" że Putin zaproponował Grecji zakup pocisków hipersonicznych "Brahmos", czyli międzynarodowej, "handlowej" wersji testowanego ostatnio Zirkona. Wiem, niektórzy panowie jeszcze kilka dni temu nie wierzyliście, że taki może latać, ale już lata. Rosyjski pakiet ofertowy dla Hellady obejmować ma więc pociski hipersoniczne, samoloty Su-35BM, w wersji zdolnej przenosić te pociski i jeszcze także wyrzutnie S-400. A wszystko to - cytuję - po niskim, ekonomicznym koszcie pozyskania i eksploatacji, gdyby porównać go to do systemów zachodnich. Ale skoro niski koszt ekonomiczny, to jaki koszt polityczny ? Także dla stron trzecich ? Toteż kilka tygodni temu, gdy tureckie prowokacyjne, cokilkudniowe oświadczenia i militarne akcje na morzu i niebie nasiliły się, na kilkakrotne, wspólne ćwiczenia na Morzu Egejskim, wyszedł z Grekami amerykański lotniskowiec. Z jasnym przesłaniem: "Brahmosy i Su są wam niepotrzebne - na pewno macie nas !" A teraz zaczęto mówić o nowych dostawach broni, oczywiście z USA.

    1. dim

      A, zapomniałem dodać - USA proponują właśnie Helleńskiej Marynarce Wojennej użyczenie dwóch fregat, na M.Egejskie. Do czego miałoby dojść w 2019, ale może szybciej.

    2. ja

      Brahmos nie jest odpowiednikiem Zirkona . jest odpowiednikiem p-800.

    3. marek

      Ciekawy komentarz, thx!

  8. edi

    W jakim kraju mamy trójpodział władzy ? To jest utopia. Aby tak było wszyscy powinni być WYBIERANI w wyborach powszechnych co 4-5 lat. Przykładowo prezydent,parlament i szefowie sądów którzy dobierają później sobie załogę. Wszyscy byliby kontrolowani przez SUWERENA i nie mogliby spać spokojnie albo jak teraz wchodzić ...... tym co rządzą i mają szansę na kolejna kadencję.

    1. dimitris

      A Atenach skład sędziowski liczył 300 osób, a na ważnych rozprawach 600 osób, przy tym obieralnych. Za udział w posiedzeniu sędziowie otrzymywali dniówkę (trzykrotność "płacy zasadniczej"). A czemu tak ? A weź i spróbuj przekupić 300 czy 600 osób składu orzekającego naraz i przy tym bez wpadki ? Działalność adwokatów była zakazana. Oskarżony i powód wypowiadać się i odpowiadać na pytania sędziów musieli osobiście. Łatwiej w ten sposób rozpoznać, kto kłamie, uważali starożytni. Tym nieniej... tym niemniej, przed rozprawą, w zamian za honorarium odpowiednie do renomy zawodowej, jakieś osoby, nazwijmy ich pedagogami do celów specjalnych, udzielały stronom procesu lekcji jak zwracać się do Wysokiego Sądu, jak swą sprawę przedstawiać, odpowiadać na pytania, gestykulować, jak rozpaczać... Tak można przeczytać, tak opowiadają na Agorze niektórzy przewodnicy... Czasem chyba jednak dopuszczano do sprawy odpowiednik dzisiejszego obrońcy ? Słynny proces Fryne: Dowód z ciała (że) czyż tak piękne piersi można skazać ? Sędziowie orzekli: uniewinnić ! Tym niemniej proces Fryne nie jest ponoć uważany za dowiedziony historycznie. Nie, nie jestem historykiem, zresztą możliwe że różne panowały zwyczaje, w różnych okresach ateńskiego sądownictwa. Jednego jestem za to pewie, pewien, pewien. Że polskie sądy są bardzo złe i okoliczność ta jest dla Polski i nas prawie wszystkich skrajnie niekorzystna.

    2. Wawiak

      Wtedy wystarczy kontrolować suwerena - np. za pomocą mediów, jak robiło to PO/PSL. Dopiero przełamanie medialnego monopolu za pomocą mediów (portale informacyjne i TV) internetowych zmieniło układ sił.

  9. Karol

    Bo być dyktatorem to trzeba umieć.