Wojna na Ukrainie
Czas przełomu. Pokój na Ukrainie w 2025 roku? [KOMENTARZ]
Wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych sprawił, że w ostatnich dniach rozpędzony świat, przyśpieszył jeszcze bardziej. Politycy w wielu europejskich krajach zintensyfikowali szereg bilateralnych i multilateralnych rozmów, kanclerz Niemiec złamał niepisaną zasadę izolowania Wladimira Putina, a prezydent USA Joe Biden na ostatniej prostej swojej kadencji zdecydował o pozwoleniu Ukrainie na wykorzystywanie systemów ATACMS do uderzenia w głąb terytorium Federacji Rosyjskiej.
Powyższe zdarzenia sugerują, że znaleźliśmy się w momencie przełomowym, o którym trudno byłoby mówić jeszcze w ubiegłym miesiącu. Po 5 listopada punkt widzenia dotyczący szybkiego zakończenia konfliktu na Ukrainie forsowany jeszcze niedawno przez Donalda Trumpa i część jego politycznego zaplecza, wpłynął na percepcję europejskiej klasy politycznej, która do niedawna skłonna była uznać ów plan za nieracjonalny, a dziś wyraża coraz większe zrozumienie dla tej koncepcji.
UE reaguje na Trumpa
Na Zachodzie wyczuwa się atmosferę naglącego czasu i chęci wykorzystania powstałego politycznego „okienka” przed zmianą władzy w USA. Niestety wyczuwa to również Kreml, który w ostatnią niedzielę dokonał zmasowanego ataku na ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej (użyto ok. 120 rakiet i 90 dronów). Poprzez taką manifestację siły prawdopodobnie chciał „zasugerować” konieczność ukraińskiej i zachodniej zgody na podjęcie rozmów, które zakończą się po myśli Moskwy, czyli m.in. zagarnięciem dotychczas okupowanych przez Rosję terytoriów Ukrainy.
Ostatnia wzmożona aktywność dyplomatyczna Europy doprowadziła do kilku przełomowych wydarzeń. Pierwsza od dwóch lat rozmowa telefoniczna Olafa Scholza z Wladimirem Putinem jest jednym z nich. Choć niemiecki kanclerz miał w niej nakłaniać rosyjskiego prezydenta do negocjacji z Ukrainą, a także zapewniać o woli Berlina do dalszego wspierania Kijowa, to sam fakt rozmowy został jednoznacznie negatywnie oceniony przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego.
„To jest to, czego Putin chciał od dłuższego czasu. To było dla niego kluczowe, aby osłabić jego izolację”. (…) Negocjacje, które do niczego nie prowadzą, on prowadzi od dekad” – ocenił Zełenski, cytowany przez „Wall Street Journal”.
Czytaj też
Nadchodząca zmiana w Waszyngtonie wpłynęła też na intensyfikację rozmów prowadzonych wewnątrz samej Unii Europejskiej. Europejscy decydenci coraz poważniej rozważają opcję, w której Stany Zjednoczone zakończą lub mocno ograniczą finansowe wsparcie dla Ukrainy. Taka perspektywa musi skłaniać do podejmowania poważnych i wiążących decyzji, a przede wszystkim do wzięcia większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo w regionie. Na ten temat dyskutowano między innymi podczas niedawnego szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej w Budapeszcie, czy ostatnio w Warszawie podczas spotkania tzw. Wielkiej Piątki UE.
Warto dostrzec, że w powrocie Donalda Trumpa do Białego Domu część zachodnich mediów dostrzega pewną szansę dla Ukrainy. Na łamach „Wall Street Journal” mogliśmy ostatnio przeczytać o tym, że Kijów patrzy na zmiany w amerykańskiej administracji z pewnym niepokojem, ale z drugiej strony widzi w nowym rozdaniu pewną szansę. O ile podejście prezydenta Bidena, a co za tym idzie Kamali Harris, w dużej mierze opierało i opierałoby się na kontynuowaniu strategii zarządzania eskalacją oraz myślą wyrażaną poprzez hasło „as long as it takes”, o tyle władza Trumpa zwiastuje wiele nieprzewidzianych zwrotów akcji, które władze na Ukrainie mogą umiejętnie wykorzystać. Co stoi za takim wnioskowaniem?
Przeprowadzone w ostatnich dniach rozmowy telefoniczne europejskich przywódców z prezydentem-elektem Stanów Zjednoczonych.Z ich medialnych wypowiedzi bije pewna doza optymizmu, która miałaby się brać z otwartości Trumpa na ostrzeżenia mówiące o tym, że zbyt duża pobłażliwość i polityka ustępstw względem rosyjskiej agresji na Ukrainie może nakłonić Chiny do bardziej agresywnej i ekspansywnej polityki w swoim regionie, a tego Trump z pewnością nie chce.
Czytaj też
Wspomniany optymizm może brać się z jeszcze jednego – dość nieoczywistego – argumentu. Nieprzewidywalność, z której słynie Donald Trump, w kontekście ewentualnych negocjacji z Putinem może sprawić, że amerykański przywódca podrażniony w jakiś sposób przez rosyjskiego prezydenta, zadecyduje o wzmocnieniu militarnego wsparcia Ukrainy przez USA.
Co nagle to po diable?
Najbliższe tygodnie mogą przynieść wzmożone naciski na Ukrainę ws. wyrażenia gotowości do podjęcia negocjacji o zawieszeniu broni. Jak informuje Bloomberg, jedną z osób sugerujących Wołodymyrowi Zelenskiemu jak najszybsze zakończenie konfliktu ma być Recip Erdogan, który ma nakłaniać ukraińskiego prezydenta do wzięcia udziału w rozmowach pokojowych, do których miałoby dojść w Stambule. Pytanie, jak takie sugestie potraktuje Putin? Niestety, istnieje spore prawdopodobieństwo, że coraz powszechniejsze naciski na Zełenskiego będą uznane za oznakę słabości Ukrainy i danie „zielonego światła” do intensyfikacji rosyjskich działań na froncie i dążenia do dalszego grabienia ukraińskich terenów.
Nie ma co ukrywać, sytuacja jest trudna. Ukrainę czeka poważny sprawdzian nie tylko na polu bitwy, ale także na polu dyplomatycznym. Czy ugnie się pod naporem coraz głośniejszych głosów sugerujących „odpuszczenie” na rzecz prawdopodobnie tymczasowego spokoju?
Czytaj też
W tysięczny dzień pełnoskalowej wojny na Ukrainie coraz wyraźniej widać, że żadna ze stron nie jest w stanie osiągnąć znaczącego sukcesu. Czy oznacza to, że obecny stan za jakiś czas zostanie formalnie potwierdzony, a Ukrainę czeka utrata nawet kilkudziesięciu procent swoich ziem? Byłoby to równoznaczne z sankcjonowaniem rosyjskiej agresywnej i imperialistycznej polityki. A to – prędzej czy później – odbije się negatywnie na bezpieczeństwie nie tylko już Ukrainy, ale całej Europy i NATO.
Prezes Polski
Jeśli ruscy zgodzą się na negocjacje, to tylko pod dużą presją i nie za darmo. Ceną może być np. zniesienie sankcji. W innym wypadku im sie to nie opłaca w obecnej sytuacji, bo widzą już perspektywę zwycięstwa. I nie chodzi tu o zagarnięcie Donbasu, bo to praktycznie juz się odbyło. Chodzi o położenie łapy na całej Ukrainie. Niestety to całkiem realny scenariusz, zwłaszcza w kontekście zapowiadanej przez Trumpa redukcji pomocy. Nawet gdyby ją teraz zwiększyć, to jest juz za późno. Ukraina nie ma kim walczyć. USA musiałyby przysłać naprawdę poważne ilości zaawansowanej broni, żeby Ukraińcy byli w stanie zastopować ruskich.
Golf
Tak zwany "zachód" a zwłaszcza Trump, nie chcą pokoju tylko...upadku Ukrainy ! Co widać, słychać i...czuć !
Przyszłość
Odwrtnie. Jedynie pokój to Ukrainis. Kontynuacja wojny to upadek
Monkey
Wszyscy wiedzą że to Rosji i tak nie zadowoli i sięgnie po więcej jak znów zbierze siły. Ale wielu udaje, iż tak nie będzie. Dla Ukrainy ten drugi zabór będzie tym samym, czym był II rozbiór dla I RP. Zostawi państwo w stanie kadłubowym, a gwarancje Putina są tyle warte ile w 1792-1793 były warte gwarancje carycy Katarzyny Wielkiej. Czyli nic.