Reklama

Wojna na Ukrainie

Co czeka ukraińską i rosyjską artylerię?

Tornado-S.
Tornado-S.
Autor. Ministry of Defence of the Russian Federation/Wikipedia

Ukraińcy, jak i Rosjanie stale poszukują rozwiązań w dziedzinie artylerii, które zapewnią im przewagę na polu bitwy. Czym one mogą być oraz co czeka „Boga Wojny”, po obu stronach konfliktu analizuje ppłk rez. mgr. inż. Tomasz Lisiecki.

Po obu stronach zauważalny jest ogromny wzrost roli systemów rakietowych. Dzięki otrzymaniu wyrzutni HIMARS i MLRS Ukraina zdołała odsunąć rosyjskie lotniska i bazy zaopatrzenia, co wymusiło rozśrodkowanie ich logistyki, a w konsekwencji doprowadziło do stabilizacji frontu. Natomiast Rosja, dzięki irańskim i północnokoreańskim rakietom oraz dronom uderzeniowym, utrzymuje swój potencjał uderzeniowy na stałym, wysokim poziomie, terroryzując ukraińskie miasta i niszcząc nimi infrastrukturę cywilną, ale też zadając ciosy w ważne obiekty wojskowe.

Reklama

Spada natomiast znaczenie tradycyjnych artyleryjskich wyrzutni rakietowych typu Grad, przede wszystkim ze względu na przestarzałe podwozia i amunicję. Kierunek na konteneryzację, dostosowującą wyrzutnie do strzelania różnorodną amunicją daje się zauważyć w rosyjskich wyrzutniach 9K512 Uragan-1M, które bazują na podwoziu MZKT-7930 stosowanym np. w systemach Iskander-M. Zamiast jednolitego jak dotychczas bloku wyrzutni, posiadają one dwa wymienne, przeładowywane w całości wieloprowadnicowe kontenery wyrzutni, wykorzystujące rakiety kalibru 220 mm i 300 mm. Natomiast projekt wyrzutni 9A52 Kama – wykorzystania nowych podwozi KamAZ 6350 8x8 do wystrzeliwania 300 mm rakiet typu Smiercz – nie został jak dotychczas wdrożony w szerszym zakresie, podobnie jak Uragan-1M.

Uragan-1M
Uragan-1M
Autor. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej
9K58 Kama.
9K58 Kama.
Autor. fot. V.Kuzmin/Wikipedia

W samej Rosji mówi się natomiast głośno o przejściu artylerii na kaliber 155 mm, Pozostaje tylko pytanie – skąd wziąć dla niej nowoczesną amunicję i sprzęt? Pomimo opracowywania różnorodnych systemów artyleryjskich w tym kalibrze (np. 2S3M2-155 Akacja czy 2S19M1-155 Msta-S), dział tych nie wdrożono do seryjnej produkcji, a sukcesów eksportowych nie odniesiono. Dlatego najnowsze systemy artyleryjskie dalej produkowane są w kalibrze 152,4 mm. Podobno nowe armatohaubice samobieżne 2S35 Koalicja SW i 2S43 Malwa zadebiutowały nawet na testach w warunkach bojowych1, ale produkowane są w śladowych ilościach. Rosji wyraźnie brakuje w tym zakresie tzw. game-chengera, czegoś w rodzaju czołgu T-34, który produkowany masowo zdołałby przechylić szalę na korzyść rosyjskich WRiA, nawet przy gorszych parametrach niż dostarczana Ukrainie artyleria NATO-wska.

2S35 Koalicja-SW (zdjęcie poglądowe).
2S35 Koalicja-SW (zdjęcie poglądowe).
Autor. Соколрус/Wikipiedia
2S43 Malwa.
2S43 Malwa.
Autor. Nickel nitride/Wikipedia

Moim zdaniem dzisiejsze problemy artylerii rosyjskiej wynikają z trzech zasadniczych powodów. Pierwszy polega na ślepej wierze w posiadane ogromne (wydawałoby się – nieograniczone) zapasy systemów artyleryjskich i amunicji do nich. Szacuje się, że Rosja posiadała przed wojną zasoby amunicyjne oceniane na 14 mln szt. Cóż więc się stało, że pomimo wyprodukowania miliona pocisków w 2022 r., po roku wojny dopadł ich „głód amunicyjny”? Bo ogromna część (określana na 30-40%) nie nadaje się do niczego? Stało się zatem dokładnie to samo, co z artylerią – przechowywanie wszystkiego „pod chmurką”, w warunkach urągających wszelkim zasadom, doprowadziło do tego, że 2/3 sprzętu artyleryjskiego (z około 17 000) nie nadaje się do natychmiastowego użycia i wymaga remontów średnich i kapitalnych, a co najmniej 1/3 z tego – to złom…

Rys. 1. Zmniejszanie się stanów magazynowych wybranych rodzajów sprzętu artyleryjskiego SZ FR w toku wojny z Ukrainą.

Opracowanie własne T.L. na podst. https://x.com/HighMarsed/status/1836804093114786203
Opracowanie własne T.L. na podst. https://x.com/HighMarsed/status/1836804093114786203
Autor. Ppłk rez. mgr. inż. Tomasz Lisiecki

Drugim powodem jest zastosowanie do dział samobieżnych podwozi czołgowych. W warunkach pokojowych wydawało się to całkowicie zasadne. Jednak podczas wojny, przy jednej fabryce produkującej te podwozia, okazało się to katastrofą. W wyniku ogromnych strat w czołgach produkcja dział opartych na ich podwoziach nie będzie miała znaczenia priorytetowego tak długo, jak długo nie zostanie odbudowana potęga pancerna. Czyli bardzo długo…

Tak więc (teoretycznie) rozwiązaniem pozostaje skupienie się na produkcji artylerii samobieżnej i rakietowej, o której wspomniałem powyżej. Ale tu mamy trzeci powód, polegający na tym, że Rosja nie ma zdolności do produkcji dużej ilości ciężkich podwozi samochodowych. Większość takich podwozi wykorzystuje się w artylerii rakietowej, co powoduje kolejne wąskie gardło i dlatego Rosja musi je kupować np. od Białorusi (Chiny wprowadziły embargo na takie pojazdy)… Ponadto oparcie się w projektowaniu nowych konstrukcjach kołowych na zastosowaniu dział rodem z 2S19 Msta (haubicoarmat L/47 2A64, a nie nowoczesnych armatohaubic L/52 2A88 z 2S35 Koalicja) oraz stosowanie do nich tej samej, przestarzałej amunicji nie wróży im sukcesu…

Reklama

Oczywiście dochodzą do tego również inne czynniki, takie jak nikła produkcja luf armatnich, braki w systemach dowodzenia i kierowania ogniem, zabezpieczenie w wozy dowodzenia i wyspecjalizowane wozy amunicyjne. Biorąc zatem pod uwagę kondycję rosyjskiej gospodarki, poniesione straty, konieczność zastąpienia artylerii zużytej w długotrwałej wojnie, a także proces opracowania i wdrożenia nowych, choćby zbliżonych do NATO-wskich rozwiązań w zakresie zwiększenia zasięgu, amunicji i systemów kierowania ogniem – czas odtwarzania rosyjskich WRiA oceniam przynajmniej na 10-15 lat. Pod warunkiem, że rozwój artylerii zachodniej, pozostanie na dotychczasowym, przyznajmy to szczerze – niskim poziomie (zarówno pod względem ilościowym, jakościowym jak i wdrażanych nowoczesnych rozwiązań)…

Wojna rosyjsko-ukraińska jest więc szczytowym momentem w historii artylerii poradzieckiej. Bez względu na to jaki będzie wynik tej wojny, nikt na świecie nie kupi już rosyjskich systemów artyleryjskich kalibru 122 i 152 mm, nie tylko z racji ich mniejszego zasięgu, lecz przede wszystkim z powodu dostępności i jakości amunicji do nich. Po wojnie Rosja będzie musiała odbudować potężnie nadwątlone zasoby sprzętowe i amunicyjne, przez co już utraciła swój potencjał eksportowy w zakresie sprzętu pancernego, artyleryjskiego i systemów OPL. Jej tradycyjne rynki zbytu już przejmuje głównie chińska konkurencja.

Czytaj też

Na pewno od systemów poradzieckich odejdzie Ukraina, która dopiero teraz stworzyła zaplecze do produkcji amunicji artyleryjskiej oraz technologię produkcji luf armatnich kalibru 155 mm. Posiadając już kilkaset dział NATO-wskich i rozwijając produkcję swoich samobieżnych Bogdan, z pewnością przestawi się więc na kaliber 155 mm. Otwarte pozostaje pytanie o to, jakie to będą systemy.

Natomiast jestem mocno sceptyczny w stosunku do dział kalibru 105 mm. Stare działa tego kalibru nie są tu oczywiście brane pod uwagę, ale rozważa się nowoczesne rozwiązania, takie jak np. testowane na Ukrainie amerykańskie samobieżne 105 mm Hawkeye MHS (ang.Mobile Howitzer System) na podwoziu popularnego HMMWV M1152. Tylko czy dla Ukrainy korzystny będzie kolejny kaliber amunicji, którego nie produkuje? No i czy zdecyduje się na działo, które ma donośność zaledwie 11,6 km standardowym pociskiem HE (ang.high explosive) i 19,5 km pociskiem z RAP (ang.rocket-assisted projectiles, dodatkowy napęd rakietowy)? Mam co do tego wątpliwości…

Haubica samobieżne Hakweye kal. 105 mm w działaniach na Ukrainie.
Haubica samobieżne Hakweye kal. 105 mm w działaniach na Ukrainie.
Autor. AM General

Wojna w Ukrainie pokazuje jeszcze jeden ciekawy precedens. Otóż artyleria ciągniona, która przed 2014 r. wydawała się być w stanie schyłkowym, odgrywa w tej wojnie ogromną rolę. Bo cóż z tego, że jest mniej mobilna od artylerii samobieżnej, a przez to (teoretycznie) bardziej podatna na zniszczenie, skoro jest jej więcej (po obu stronach), jest tańsza, bardziej dostępna (ogromne zapasy światowe) i, co najważniejsze w długotrwałej wojnie i przy mobilizacji ogromnych rzesz rezerwistów – prostsza w obsłudze.

Pragnę zwrócić uwagę zwłaszcza na ten ostatni aspekt: wyszkolenie obsług dział ciągnionych trwa bardzo krótko. Tymczasem szkolenie obsług dział samobieżnych wymaga dużo więcej czasu, czego przykładem są początkowe problemy techniczne z armatohaubicami PzH2000, czy duże straty w Krabach. Stąd też tak długo szykowano dla Ukrainy obsługi Archerów. Dlatego też haubicoarmata M777, choć okazała się niewygodna w manewrowaniu i wrażliwa na ogień przeciwnika, jest za to łatwa w obsłudze i bardzo celna. Co więcej – z nową NATO-wską amunicją ma taki sam zasięg, jak jej samobieżne koleżanki.

Reklama

W przypadku dział samobieżnych (mam tu na myśli najnowocześniejsze systemy zachodnie i rosyjskie) w obsłudze 40-50-tonowych maszyn fachowcami muszą być wszyscy. Tu nawet amunicyjny musi umieć obsługiwać skomplikowane systemy pokładowe. A to nie wszystko: na każdego z funkcyjnych przypada do obsługi 10 ton sprzętu, co już jest ponad ich siły, a i tak potrzeba jeszcze 3-4 specjalistów, którzy będą w stanie dokonać napraw i przeglądów wszelkich urządzeń oraz systemów pokładowych, począwszy od silnika i trakcji, poprzez samo działo, system kierowania ogniem (SKO) i jego oprogramowanie, systemy nawigacyjne i środki łączności. Zatem nawet niewielka usterka lub choćby potrzeba aktualizacji oprogramowania może wyeliminować skomplikowane działo z walki na długi czas, gdy naprawa w warunkach polowych okazuje się niemożliwa.

Podobna kwestia dotyczy kołowych armatohaubic, których dotychczas nigdzie na świecie nie traktowano poważnie, a wręcz uważano, że ich obsługi są bardziej narażone na ogień przeciwnika. Jak wynika z prowadzonych przeze mnie analiz, takie podejście nie znajduje potwierdzenia w ukraińskich stratach. Nie ma też żadnych analiz uzasadniających takie twierdzenia. Wręcz przeciwnie: na wielu filmach z ataków dronów widać, że obsługi samobieżnych dział kołowych czy ciągnionych zdążą uciec przed atakiem, a samobieżnych opancerzonych – giną w ich wnętrzu. Zarówno francuskie CAESAR-y, szwedzkie Archery, jak i ukraińskie Bogdany oraz czeskie Dany M2 pokazały się na polu bitwy znakomicie. Więcej problemów mają słowackie Zuzany, lecz mimo to Ukraina otrzyma kolejne systemy kołowe – swoje Bogdany, czeskie DIT-y (kupione przez Holandię) i, być może – niemieckie RCH 155. Dlatego też wiele państw rozwija swoje koncepcje dział kołowych, a zatem całkowicie niezrozumiałe wydaje się to, że nie rozwinęliśmy w Polsce produkcji naszego Kryla…

Prototyp kołowej armatohaubicy Kryl znajdujący się w HSW.
Prototyp kołowej armatohaubicy Kryl znajdujący się w HSW.
Autor. Jerzy Reszczyński

Inną, szeroko dyskutowaną obecnie kwestią, jest potrzeba automatyzacji procesu ładowania amunicji, co ma ponoć służyć zmniejszeniu obsług. Czy jest to dobre rozwiązanie? Moim zdaniem pełen automat (czyli taki ładujący zarówno pociski jak i ładunki) i 2-3 ludzi w obsłudze (np. szwedzkie Archery) – to przedsięwzięcie nie tylko drogie i skomplikowane, ale wręcz skazane na klęskę. Dlaczego? Gdy działania bojowe trwają kilka miesięcy, rok – nie tylko automat tego nie wytrzyma, ale i jego obsługa. Bo cóż z tego, że zmniejszymy liczbę funkcyjnych działa, skoro do jego zabezpieczenia i tak potrzeba jeszcze kilku ludzi, w tym wysokiej klasy fachowców (techników). Roboty ich nie zastąpią, a pozyskanie ludzi z cywila po mobilizacji będzie bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.

Natomiast na naukę będzie zdecydowanie za późno. Być może zastosowanie automatu do ładowania amunicji nie ma znaczenia przy kilkudziesięciu nowoczesnych systemach artyleryjskich, ale już przy ponad 100… pachnie to katastrofą! Co innego z półautomatem ładowania, takim jak w Krabie, CAESAR czy Bogdanie… Amerykanie testowali wiele rozwiązań, ale w końcu pozostali przy starych, sprawdzonych rozwiązaniach. Zgodnie ze słowami szefa Long-Range Precision Fires Cross-Functional Team gen. J. Rafferty’ego, US Army oczekuje nie automatu ładowania jako takiego, lecz wzrostu szybkostrzelności w ogóle, a droga do osiągnięcia tego celu jest sprawą drugorzędną. Próbowali też rozwiązać ten problem poprzez zastosowanie specjalnego humanoidalnego robota, jako dodatkowego członka obsługi. Ale kto będzie obsługiwał robota?

Czytaj też

Kolejnym problemem jest to, że na Zachodzie za dużą intensywność ognia uznawano dotychczas wystrzelenie z działa… 100 pocisków dziennie. Tymczasem Ukraińcy wystrzeliwali ich co najmniej trzy razy więcej. O przekraczaniu norm eksploatacyjnych świadczy pamiętny przypadek Kraba, któremu 1.10.2022 r. urwało lufę. To działo w niecałe pół roku wystrzeliło 9 000 pocisków, podczas gdy limit wynosi…2 500. W czasie intensywnej, długotrwałej wojny nie ma się czemu dziwić – jest to naprawdę ogromny problem, który dotyczy całej artylerii lufowej. W czerwcu, po bitwach pod Biłohoriwką i Siewierodonieckiem, z powodu zużycia i uszkodzeń odesłano do remontu kilkadziesiąt haubic M777. Problem ten zaostrzył się jeszcze bardziej w toku bitwy o Bachmut, po półrocznej eksploatacji bojowej.

Wiele zależy też od warunków (atmosferycznych, pogodowych, terenowych itd.), w jakich dany system artyleryjski zostanie użyty, od przestrzegania norm eksploatacyjnych, właściwej obsługi oraz logistyki. To, co na przykład sprawdza się w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, czy w Arktyce, niekoniecznie sprawdza się na miękkich czarnoziemach Ukrainy.

Czytaj też

Wnioski końcowe:

1)    Na wojnie każde działo jest ważne i może być skutecznie użyte, jeśli tylko posiada amunicję i wyszkoloną obsługę, przez co rozumiem wykorzystywanie go zgodnie z przeznaczeniem i normami eksploatacyjnymi.

2)    Przewaga, jaką dała stronie ukraińskiej NATO-wska artyleria dalekonośna, dowodzi, że lepiej mieć mniej artylerii, ale na najwyższym światowym poziomie i z dużą ilością amunicji, aniżeli dużo różnych systemów z minimalną ilością pocisków. Ważne jest przy tym posiadanie odpowiednich zapasów luf i części zamiennych. Dlatego też należy poważnie się zastanowić, czy opłacalne jest kupowanie dużych ilości dział samobieżnych, zamiast mniejszej ich ilości, ale zabezpieczonych pod względem amunicji co najmniej na trzy miesiące wojny. Swoiste kuriozum stanowi pod tym względem przykład ukraińskich HIMARS-ów: dopóki było ich mało, to tym trudniej było je namierzyć i zniszczyć…

3)    Rosja utraciła potencjał eksportowy w zakresie artylerii i amunicji. Po wojnie nastąpi zatem kres poradzieckich dział samobieżnych i ciągnionych kalibru 122 i 152 mm. Zdolność rosyjskiego przemysłu do produkcji nowoczesnych dział samobieżnych, porównywalnych z modelami zachodnimi czy chińskimi, jest mocno ograniczona i proces ten może zająć dziesięciolecia.

4)    Przejście ukraińskich WRiA na NATO-wski kaliber 155 mm jest nieuniknione. Zakładane przy tym przejściowe modyfikacje dział samobieżnych do kalibru 155 mm lub 105 mm są oczywiście możliwe, ale z powodu braku części zamiennych do podwozi, z pewnością nie będzie to efektywne i opłacalne w przyszłości. Co innego wykorzystanie lawet poradzieckich dział ciągnionych (np. armat Hiacynt-B) do instalacji luf od Bogdan.

5)    Z tych samych powodów swój żywot zakończą na Ukrainie tradycyjne 122 mm wyrzutnie rakietowe BM-21 Grad. Przestawienie ich na nowe podwozia jest nie tylko możliwe (vide polska Langusta, czeski RM-70 Vampire, rosyjski Tornado-G), ale wręcz konieczne. Natomiast szerokie upowszechnienie systemów HIMARS czy Uragan-1M – może wyeliminować je w ogóle.

6)    Nie ma dział „doskonałych” i „uniwersalnych”. Każdy system artyleryjski, czy to lufowy ciągniony, samobieżny kołowy lub gąsienicowy, moździerzowy czy też artylerii rakietowej – ma swoje mocne strony, ale i poważne ograniczenia. W przypadku systemów ciągnionych i pozbawionych wież systemów kołowych, takim ograniczeniem jest brak ochrony obsługi. Systemy gąsienicowe są z kolei skomplikowane w obsłudze, bardziej awaryjne i drogie.

7)    Traci na znaczeniu szybkostrzelność dział, albowiem zwiększa ona zużycie amunicji, natomiast zyskuje mobilność i celność. Stoi to w sprzeczności z poglądami amerykańskimi i rosyjskimi, ale – moim zdaniem, ich podejście w tej kwestii jest błędne, o czym Rosjanie już się mogli przekonać. Wojna na Ukrainie od 2014 r. udowadnia nam, że nie istnieje coś takiego jak „nieograniczone zapasy amunicji” i dotyczy to nie tylko Ukrainy i Rosji, ale także USA czy Chin. Wojna to bowiem permanentny kryzys i wszystkiego za dużo jest dopiero po wojnie – i dział, i wyszkolonych żołnierzy i amunicji…

8)    Wniosek dla artylerii NATO: konieczne jest posiadanie maksymalnie 2-3 systemów artylerii samobieżnej, 1-2 systemów artylerii ciągnionej i 1-2 wyrzutni rakiet kontenerowych oraz jednolita amunicja (rakiety) do wszystkich tych systemów. Jakie ma to znaczenie na współczesnym polu walki, dobitnie pokazuje konieczność remontu ukraińskich dział oraz brak kompatybilności niektórych rodzajów (elementów) amunicji do nich.

ukraina wojna inwazja Rosji wojsko HIMARS
Wieloprowadnicowa wyrzutnia M142 HIMARS podczas działań na Ukrainie.
Autor. Serhii Mykhalchuk/Defense of Ukraine (@DefenceU)/X
  1. Malwa została użyta bojowo 2.06.2024 roku, pojazdy tego typu, należące do 9. Brygady Artylerii wykrył ukraiński dron rozpoznawczy w rejonie Biełgorodu – przyp. aut.

Ppłk rez. mgr. inż. Tomasz Lisiecki to absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii im. gen. Józefa Bema w Toruniu. Przez całą służbę związany był z 23. Śląską Brygadą Artylerii, gdzie pełnił funkcję dowódcy plutonu, baterii, starszego oficera sztabu brygady i szefa sztabu dywizjonu, kończąc funkcją jako stanowisku dowódcy dywizjonu rozpoznania artyleryjskiego w 23. ŚPA. W 2016 r. przeszedł do rezerwy po 31 latach służby. Jest autorem m.in. takich książek jak „Barbarossa” i „Stalingrad”. W ostatnim czasie wraz z mjr. rez. mgr. Leszkiem Szostkiem opublikowali książkę „Wojska Rakietowe i Artyleria Sił Zbrojnych Ukrainy 1991-2023”.

Autor. 23. Śląski Pułk Artylerii
Reklama

Komentarze (1)

  1. Olender

    Ciekawe wnioski

Reklama