Reklama

Siły zbrojne

Żonglerka pomiędzy potrzebami, a możliwościami zakupu. Czy 1,95% PKB na armię znowu nie zostanie dotrzymane?

Decydenci zapowiadali wydatki na flotę na poziomie 900 mln, propozycja na rok 2013 jest o 25% mniejsza, więc o następcach fregat możemy jedynie pomarzyć - fot. Łukasz Pacholski
Decydenci zapowiadali wydatki na flotę na poziomie 900 mln, propozycja na rok 2013 jest o 25% mniejsza, więc o następcach fregat możemy jedynie pomarzyć - fot. Łukasz Pacholski

Czasy się zmieniają, zmienia się także rynek obronny. Dzisiaj zakup uzbrojenia to nie tylko sprawna organizacja przetargu, ale przede wszystkim strategiczna decyzja,  jaką technologię decydujemy się wybrać na kolejne kilkadziesiąt lat.



Oprócz kwestii stricte technicznych w grę wchodzi również polityka. Jaki sprzęt wybrać? Na co przeznaczyć miliardy? Komu (Europie czy USA) się narazić wybierając ofertę konkurenta? Przed takimi dylematami staje nie tylko minister obrony ale cały rząd.

Duże programy modernizacyjne armii są finansowane przez wiele lat, a więc MON musi także umiejętnie zaplanować wydatki na kolejne lata. Anulowanie danego przetargu czy też zmiana koncepcji powoduje opóźnienia, a w konsekwencji  przepadek zaplanowanych na ten cel środków. Doświadczenia z lat poprzednich pokazują, że aby móc to zrobić konieczna jest decyzja Ministra Finansów o akumulacji przez MON nie wydanych w danym roku budżetowym środków na lata następne.  W przeciwnym razie w dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia  z pustymi – bo niemożliwymi do realizacji - zapowiedziami decydentów. Lub też - co byłoby równie naganne - wydawanie w pośpiechu pieniędzy na nie do końca dopracowane koncepcje tylko po to, żeby środki te nie przepadły (a taki zapędy mają niektórzy „planiści” ze SG).

Przykład? W 2011 r. MON nie wykorzystał na zakupy i modernizację kwoty w wysokości ok. 900 mln złotych. W efekcie ustawa o finansowaniu modernizacji armii zakładająca utrzymanie 1,95% PKB na armię została złamana (chociaż przedstawiciele MF twierdzą, że ustawa obowiązuje w planowaniu!).  Gdzie są te pieniądze? Mówiąc kolokwialnie „przepadły”, stając się jednym z elementów obniżki deficytu budżetowego, ale do MONu już nigdy nie wrócą.

Niestety, w kuluarach tegorocznego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego można było usłyszeć opinie, że niewykorzystane środki za rok bieżący będą znacznie większe niż za 2011r. Będziemy zatem mieli kolejny rok z łamaniem ustawy w tle i kolejny rok mniejszych zakupów dla armii.

W opublikowanym projekcie budżetu na 2013 rok, w części poświęconej obronie narodowej, na marynarkę wojenną ma być przeznaczona kwota 683 mln złotych.   Widać zatem, że szumne zapowiedzi sprzed kilku tygodni o stałym finansowaniu MW na poziomie 900 mln rocznie pozostaną tylko pustymi deklaracjami..

Tymczasem jeszcze w czerwcu br. Zwierzchnik Sił Zbrojnych Prezydent, Bronisław Komorowski powiedział – „900 milionów zł na marynarkę wojenną – na tyle nas stać”.  Najwyraźniej jednak nie stać, bo zaplanowane wydatki na MW to prawie 25% mniej od deklaracji sprzed kilku tygodni. Cóż, “na topie” pozostają deklaracje w sprawie tarczy antyrakietowej. Na ile są one realne to już inna sprawa.

Przed Ministrem Tomaszem Siemoniakiem piętrzy się arcytrudne zadanie. Planując kolejne etapy modernizacji (przetargi) de facto musi planować wydatki na kilkadziesiąt lat. To ogromna odpowiedzialność i jednocześnie wyzwanie. Na razie dostrzegamy problem z jednoznacznym określeniem priorytetów, a przede wszystkim, z określeniem „mapy drogowej”, z wyznaczeniem konkretnych, realnych celów długoterminowych.

Jeżeli warunek ten nie będzie spełniony, w dalszym ciągu środki na modernizację armii służyć będą zmniejszaniu deficytu budżetowego a armia karmiona będzie obietnicami.

Piotr Małecki
Reklama
Reklama

Komentarze