O planach związanych z równouprawnieniem kobiet w wojsku stało się głośno na uroczystości, jaka zakończyła oficerski kurs szkolenia podstawowego (Infantry Basic Officer Leaders Course) w Fort Benning w stanie Georgia 26 października 2016 r. Ukończyło go 166 oficerów – w tym kobiety, z których cześć jednak nie zakończy na tym swojego szkolenia. Około dwunastu z nich ma być m.in. zostać skierowanych na kurs przeszkolenia Rangersów oraz kursy specjalistyczne w szkole wojsk powietrzno-desantowych.
Kandydatki na stworzenie specjalnego kobiecego oddziału dla przyszłych dowódców plutonów są dodatkowo selekcjonowane i przygotowywane na korsach oficerskich w bazach: Fort Bragg w Północnej Karolinie i Fort Hood w Teksasie. Kursy te trwają około 17 tygodni i dają nowym oficerom podstawy do dowodzenia plutonem piechoty podczas walki. Żołnierze na to bazowe szkolenie są brani z wypustów w Wojskowej Akademii w West Point i ze szkół kandydatów na oficerów (Officer Candidate School) oraz z korpusu oficerów rezerwy ROTC (Reserve Officers' Training Corps).
Oficerski kurs szkolenia podstawowego to jednak tylko pierwszy stopień przygotowania do dowodzenia plutonem. Kobiety, które go ukończyły nie dołączą do jednostek bojowych jeszcze co najmniej przez rok. Muszą one bowiem przejść dodatkowe kursy specjalistyczne np., w szkole wojsk powietrzno-desantowych (Airborne School), na kursie dowódców Strykerów, dowódców piechoty zmechanizowanej oraz w szkole Rangersów. Amerykanie przy tym podkreślają, że nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia, czy kandydat będzie mężczyzną, czy kobietą.
„Nie ma żadnej zmiany w procesie uruchamiania kursu. Chcemy przygotować dowódców i nie ma przy tym znaczenia, czy mamy do czynienia z kobietą, czy z mężczyzną. To nie jest nic nowego. Integrowaliśmy kobiety w siłach zbrojnych od lat. Widzieliśmy na własne kobiety na polu walki wykonujące wyjątkową pracę. To jest Ranger. One chcą zostać nie kobietą Rangerem, ale Rangerem To samo z porucznikiem. To ma być porucznik”.
Są to jednak w rzeczywistości tylko pozory. Proces włączania kobiet jako dowódców w jednostkach bojowych jest bowiem trudny i bardzo uważnie śledzony – szczególnie przez polityków. Są bowiem zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy pełnego równouprawnienia w armii. Kiedy więc sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Ash Carter nakazał w grudniu 2015 r., by dano dostęp kobietom do wszystkich etatów i specjalności w wojskach lądowych (w tym w siłach specjalnych) obie strony zaczęły szukać argumentów za swoimi racjami i czekają teraz na efekty tego „eksperymentu”.
To miedzy innym dlatego proces integracji kobiet w jednostkach wojskowych jest chroniony przed prasą. Świadczy o tym chociażby nie wpuszczenie reporterów na ceremonię zakończenia kursku w Fort Benning. Szczególną tajemnicą objęto kandydatki na kurs Rangersów wiedząc, że te którym się nie uda zakończyć szkolenia będą w wiele trudniejszej sytuacji niż „eliminowani” w ten sam sposób mężczyźni.
Tym bardziej, że oficjalnym celem armii jest zachęcenie jak największej ilości kobiet do obejmowania tych najtrudniejszych i najbardziej wymagających stanowisk i specjalności. Jak na razie pierwszymi paniami, która ukończyła szkołę Rangersów były: kapitan Kristen Griest i kapitan Shaye Haver (w sierpniu 2015 r.). W sumie na 29 kobiet, które zaczęły ten kurs znane są nazwiska trzech kobiet, które go ukończyły.
Kristoff
Wystarczy zrobić zaraz po egzaminie testy antydopingowe tym kobietom i wyjdzie szydło z worka. do tej pory żadna nie była w stanie ukończyć,a nagle mamy wysyp
Facet
Sztuka jest sztuka. A jeżeli uważasz,że 3 to wysyp to gratuluję. Ponadto test powinno się zrobić wszystkim,facetom też. Nie pękaj.
chicago
Nie wiem czy plakac czy sie smiac, wojna nie jest dla kobiet ani dzieci.
Podbipięta
Jestem za!Ale normy szkoleniowe takie jak dla ogółu kandydatów.