Siły zbrojne
Po co Paktowi Północnoatlantyckiemu okręty?
W Kanadzie rozpoczęła się dyskusja na temat znaczenia sił morskich w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej. Taka sama dyskusja powinna się odbyć w Polsce, ale jak na razie nikt jej nie zamierza przeprowadzić. NATO traci potencjał obronny, a jak pokazuje kryzys ukraiński, liczba potencjalnych zagrożeń wzrasta.
Dyskusja na temat roli sił morskich i ich stanu w Kanadzie została wywołana poważnym pożarem w siłowni okrętu zaopatrzeniowego HMCS „Protecteur” w zeszłym tygodniu i jego holowaniem przez kilkaset mil do stoczni na Hawajach. Poniżej zamieszczamy wybrane fragmenty opinii Michael’a Byersa z „National Post”, który bez ogródek pokazuje w jakim stanie znajdują się obecnie siły morskie Kanady, co ma również swój ogromny wpływ na możliwości całego Paktu Północnoatlantyckiego.
Bez okrętów zaopatrzeniowych nie ma misji ekspedycyjnych
Byers uważa, że w siedzibie NATO w Brukseli, planiści wojskowi muszą być przygotowani do ewentualnej konfrontacji z Rosją, ale powinni również uważnie spoglądać na Chiny – ponieważ to najnowsze supermocarstwo na świecie może skorzystać z wydarzeń na Ukrainie i siłowo przejąć sporne wyspy na morzach Południowo- i Wschodniochińskim. Dlatego NATO powinno mieć do dyspozycji siły morskie, które w krótkim czasie można przerzucić na Bałtyk, wschodnią część Morza Śródziemnego, a nawet na zachodni Pacyfik.
Według Byers’a kanadyjskie siły morskie nie są jednak w stanie sprostać temu zadaniu, ponieważ notoryczne opóźnienia w dostawach i anulowanie programów okrętowych pozostawiło tylko cień z tego, czym była kiedyś Royal Canadian Navy. Obecnie większość okrętów w kanadyjskiej flocie jest niesprawna lub przestarzała, natomiast stworzenie jakiejkolwiek morskiej grupy ekspedycyjnej zależy od stanu technicznego dwóch 45-letnich okrętów zaopatrzeniowych.
Na wschodnim wybrzeżu HMCS „Preserver” musi jednak przejść kilkumiesięczne prace remontowe po powrocie z akcji antynarkotykowej na Karaibach, w której ta jednostka uczestniczyła w ubiegłym roku. Na zachodnim wybrzeżu jest jeszcze gorzej, ponieważ HMCS „Protecteur” po pożarze może w ogóle zostać wycofany ze służby, albo w najlepszym przypadku przejść wielomiesięczną i kosztowną naprawę. Jest to jednak mało prawdopodobne, ponieważ zgodnie z planem obie te jednostki mają zostać wycofane już w przyszłym roku - na długo przed zbudowaniem ich następców.
Plany i realia marynarki kanadyjskiej
Wprowadzenie nowych okrętów zaopatrzeniowych zostało zaplanowane już w 2004 r. przez rząd Paula Martina. Nowy rząd Stephena Harpera zastopował te plany w 2006 r., które ponownie uruchomiono w 2008 r., zaraz później przerwano i ponownie zrestartowano w 2010 r. Obecnie wiadomo, że nowe kanadyjskie okręty zaopatrzeniowe nie pojawią się wcześniej niż w 2019 r., a więc cztery lata po wycofaniu starych.
Wcale nie lepiej jest z innymi kanadyjskimi okrętami. Przykładowo trzy niszczyciele typu Iroquois wprowadzono do służby w 1972 r., a więc są tak samo stare jak wspomniane wyżej okręty zaopatrzeniowe. Nikt jednak do 2011 r. nie podjął żadnych prób by znaleźć następców dla tych jednostek. Dopiero w 2011 r. rząd Stephena Harpera ogłosił ambitny plan budowy piętnastu okrętów CSC (Canadian Surface Combatants), ale jak dotąd żaden konkretny kontrakt nie został podpisany.
W ten sposób moment wprowadzenia nowych okrętów już przesunął się o dziewięć lat – z 2009 do 2018 r. Tymczasem plany zakładają wycofanie niszczycieli Iroquois do 2017 r., co dla marynarki kanadyjskiej oznacza powstanie trudnej do ukrycia luki, jeżeli chodzi o zapewnienie obrony przeciwlotniczej i dowodzenia zespołami okrętowymi. Luka ta już powstała na zachodnim wybrzeżu, gdy zabezpieczający ten akwen niszczyciel HMCS „Algonquin” został ciężko uszkodzony w kolizji z okrętem transportowym HMCS „Protecteur” w zeszłym roku i teraz musi przechodzić kosztowny i długotrwały remont.
Głównym winowajcą tej sytuacji ma być rząd Stephena Harpera, ale wina jest po stronie wszystkich polityków Kanady. Kontrakt na nowe śmigłowce pokładowe przygotowane do zwalczania okrętów podwodnych, które miały zastąpić obecnie już 51 - letnie śmigłowce Sea King został przecież po raz pierwszy anulowany w 1993 r. przez rząd Jean Chretiena. W efekcie działań wszystkich następnych ministrów obrony nowe śmigłowce prawdopodobnie nie będą wprowadzone wcześniej niż w 2018 r.
Stephenowi Harperowi zarzuca się m.in., że osobiście ogłosił w 2007 r. plany budowy 6 - 8 okrętów patrolowych do działań arktycznych (Arctic/Offshore Patrol Ships), podczas gdy podpisanie umowy na ich projekt nastąpiło dopiero w 2013 r. To oznacza, że pierwsze jednostki zdolne do obrony kanadyjskich interesów w rejonie Arktyki mogą być gotowe dopiero po 2017 r. Zgodnie z założeniami będą to jednak okręty powolne, słabo uzbrojone (tylko w lekkie karabiny maszynowe) i posiadające jedynie lekki śmigłowiec.
Nie napawa również optymizmem stan dwunastu dwudziestoletnich fregat typu Halifax. Po ostatniej kolizji ze statkiem rybackim na zachodnim wybrzeżu jest tylko jeden sprawny okręt tego typu. Kondycja fizyczna pozostałych również nie napawa optymizmem przez ciecia budżetowe, przesuwanie terminów remontów i brak planów co do ich następców. Starzeje się również flota ciągle szwankujących czterech okrętów podwodnych typu Victoria, z których tylko jeden jest obecnie w stanie wystrzelić torpedę.
Znamienna w tym wszystkim jest zeszłotygodniowa wypowiedź kanadyjskiego ministra spraw zagranicznych Johna Bairda, który zapowiedział, że Kanada nie będzie wykorzystywała w jakikolwiek sposób swoich sił zbrojnych w reakcji na rosyjską agresję na Krymie. Kanadyjczycy złośliwie to skomentowali, uznając że nie jest to „przemyślana i odważna” deklaracja polityczna, ale po prostu powiedzenie tego, co wszyscy naokoło doskonale wiedzą; „Użycie sił kanadyjskich nie jest obecnie możliwe – przy obecnym stanie sił morskich”.
Kanada nie jest wcale tak daleko od Polski
Sytuacja kanadyjskiej marynarki bardzo przypomina to, co się działo i dzieje w Polsce. Rząd Stephena Harpera kierował Kanadą od stycznia 2006 r. i do 2013 r., a więc przez 8 lat nie podpisano żadnego kontraktu dotyczącego budowy okrętów. W Polsce ten okres był jeszcze dłuższy, ponieważ program Gawron ruszył w 2001 r. i po 12 latach byliśmy w stanie tylko podpisać umowę na dokończenie nieuzbrojonego Gawrona i na zbudowanie jednego niszczyciela min (i to prototypu).
W Kanadzie nie ma zgody co do wagi sił morskich i u nas się cały czas dyskutuje, czy okręty są nam w ogóle potrzebne oraz jakie. Ale od lutego 2014 r. świat się zmienił. Wydarzenia na Krymie są sygnałem tego, co wielkie mocarstwa mogą bezkarnie zrobić z mniejszymi i słabszymi militarnie państwami. Kanadyjczycy mają rację, że Chiny wzorując się na Rosji mogą przejąć bezkarnie kontrolę nad spornymi wyspami na morzach Wschodniochińskim i Południowochińskim, ale tylko częściowo.
Zagrożony może być przecież również Singapur, gdzie mieszka dużo ludności pochodzenia chińskiego. W niebezpieczeństwie znalazły się kraje nadbałtyckie, które ze względu na zamieszkującą tam ludność narodowości rosyjskiej stały się idealnym celem dla prezydenta Putina. Problem zaczyna mieć Mołdawia oraz co już wiemy - południowe i wschodnie terytorium Ukrainy.
Co gorsza Rosja systematycznie przygotowuje się do wyszarpnięcia dla siebie jak największej części Arktyki, czego Kanadyjczycy w ogóle nie biorą pod uwagę. Jeżeli Rosjanie zaproponują podział tego akwenu zależny od długości linii brzegowej, kto będzie im się w stanie przeciwstawić?
Dlatego planując rozwój naszych sił morskich należy patrzeć na nie nie tylko przez pryzmat zadań, jakie ma mieć Marynarka Wojenna na Bałtyku, ale jakie może postawić przed swoimi członkami Pakt Północnoatlantycki. A do tego paktu należymy już przecież od ponad 15 lat.
sec
Proponuję realizować plan jaki mamy względem marynarki. Moim zdaniem jest to bardzo sensowny dobór sprzętu dla obrony naszych interesów na Bałtyku. Na dziś mamy większe problemy niż wspieranie sojuszników na morzu północnym czy oceanie.
qwerty
Dla Kanady MW jest bardzo istotna z uwagi na fakt, że potencjalny przeciwnik musiałby się do nich dostać przez morze. Co innego Polska. Tu ruscy przejść mogą lądem, poza tym nie mamy pól roponośnych które moglibyśmy chronić a i cieśniny duńskie ograniczają rolę Bałtyku, który i tak z uwagi na wielkość ma niewielkie znaczenie.
O
Niby tak, ale jak myślimy poważnie o wykorzystaniu gazoportu, trzeba te gazowce ochraniać...
qwerty
Dla Kanady MW jest bardzo istotna z uwagi na fakt, że potencjalny przeciwnik musiałby się do nich dostać przez morze. Co innego Polska. Tu ruscy przejść mogą lądem, poza tym nie mamy pól roponośnych które moglibyśmy chronić a i cieśniny duńskie ograniczają rolę Bałtyku, który i tak z uwagi na wielkość ma niewielkie znaczenie.